czwartek, 21 listopada 2013

7. Cause you loved her too much and you dive too deep

 
"But you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low..."
***
 
 
Nigdy nie spodziewała się, że to ona będzie stała po tej stronie krat. Od maleńkości miała tendencję do pakowania się w najrozmaitsze kłopoty. Wtedy to Thomas wyciągał ją ze wszystkiego, w co się akurat wplątała. Zawsze był najroważniejszy z ich paczki, zawsze to on był tym najabrdziej dojrzałym. Mario, Andreas, Thomas i Mia. Nie sposób byłoby policzyć wspólnych imprez, które kończyły się potwornym bólem głowy następnego dnia.
Adwokat- Jospeh Hinsman okazał się nad wyraz obowiązkowy. Wprawdzie jego zachowanie świadczyło, że nie pamięta, albo nie chce pamiętać, ich wspólnej nocy, ale Mia próbowała sobie wmówić, że nie to jest teraz ważne. Najważniejsze, że zgodził się pomóc Thomasowi. Wciągnęła parę razy głęboko powietrze, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo poczuła jakże kuszący zapach męskich perfum. Zapach, który  przecież tak niedawno wdychała wprost z rozgrzanej skóry Josepha.
Pewnie dlatego nie mogła powstrzymać niemiłego kłucia w sercu, które zdawało się boleć jeszcze bardziej, gdy patrzyła na prawnika. Ten siedział właśnie przy małym drewnianym stoliku i wydawał się bardzo spokojny. Engel natomiast dla odmiany nie potrafiła opanować stukania z nerwów nogami o szarobure, więzienne kafelki.
- Spokojnie- szepnął Hinsman, wyraźnie chcąc dodać jej otuchy- Przecież żaden wyrok jeszcze nie zapadł.
Puste słowa, które wcale jej nie uspokoiły, a jedynie wzbudziły jeszcze więcej wątpliwości i nerwów.
- Myśli pan, że jest jeszcze dla niego szansa?- nawet nie zorientowała się, że mówi per pan do faceta, z którym zaledwie kilka dni temu wypróbowywała najróżniejsze pozycje seksualne. On uśmiechnął się delikatnie, przez co wokół oczu utworzyły mu się drobne zmarszki, które jak zauważyła Mia, tylko dodawały mu uroku.
- Zawsze jest szansa- odparł, delikatnie gładząc jej dłoń. Odsunęła ją szybko i sama nie wiedziała czy to przez zaskoczenie, czy zwykłą złość. Chciała powiedzieć kilka zdecydowanie niemiłych słów, ale właśnie w tym momencie drzwi w sali do widzeń otwarły się i dwoje policiantów wprowdziło Thomasa, zakutego w kajdanki.
Gdy go zobaczyła, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wygląda jeszcze gorzej, niż ostatnio. Co było najbardziej przerażające? Jego oczy.  Zabłąkane, rozbiegane i przekrwione. Siłą woli powstrzymała się przed rzuceniem się przyjacielowi w ramiona.
- Musi mi pan powiedzieć o wszystkim, co może mieć związek z tą sprawą, a przede wszystkim z pańskim obecnym położeniem- zaczął adwokat, gdy usiedli, obserwowani czujnym wzrokiem strażnika.
- Wszystko?
Tamten kiwnął twierdząco głową, ale skoczek uparcie milczał.
- Mia…- spojrzał na nią lękliwie- Czy możesz wyjść?- wydusił z siebie wreszcie, zaraz potem spuszczając wzrok na ziemię. Poczuła, że cała drętwieje na te słowa. Odsunęła głośno krzesło, wstając z niego gwałtownie.
- Przesadzasz, Thomas- syknęła w jego stronę, po czym szybkim krokiem udała się w stronę wyjścia, klnąc pod nosem zupełnie nie jak panienka z dobrego domu.
***
- Thomas…- nawet na nią nie spojrzał. Stanął za to kilka metrów od niej z założonymi rękoma. Zaciśnięte w wąską kreskę usta nie wróżyły niczego dobrego, podobnie jak cisza, która zdawała się rozsadzać jej głowę.
- Thomas, powiedz coś- szepnęła ponownie, głęboko oddychając, aby się nie rozpłakać. Wiedziała, że nie będzie szczęśliwy, była przygotowana na krzyk, pretensje, może nawet wyzwiska. Ale to ją przerosło. Morgenstern stał sztywno, nie wypowiedział ani słowa, jakby brzydził się z nią rozmawiać.
- Dlaczego tego nie zrobiłaś?- spojrzał na nią przelotnie, by po chwili cedząc słowa, powiedzieć:
- Z litości?
Tak naprawdę, to nie chciał usłyszeć odpowiedzi. Chciał dalej żyć w przekonaniu, że to szczęśliwy los, tak jak w bajce, postawił u jego stóp Louise, że to, o czym się teraz dowiedział jest tylko koszmarnym snem, a on zaraz się z niego obudzi. Dla pewności więc, przetarł parę razy oczy, naiwnie łudząc się na cud. A jednak to była rzeczywistość.
- Thom…- wzdrygnął się, gdy to usłyszał. Tylko ona  zdrabniała w ten sposób jego imię, a przecież właściwie nie miała już do tego prawa.
-  Nie mów tak do mnie- warknął, próbując udać obojętność. Bo w środku siebie czuł huragan. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Huragan uczuć. Z jednej strony kochał Braunn jak szalony. Tylko z drugiej… Ach, tak. Okazała się podstawionym elementem, który miał zniszczyć mu karierę.
- Kocham cię. Dlatego tego nie zrobiłam- delikatnie dotknęła jego pleców, zataczając dłonią okręgi. Tym razem się nie odsunął. Odwrócił się w jej stronę i ze stanowczością wpił się w jej wargi, jakby chciał zapomnieć o tym, czego przed chwilą się dowiedział. – Musisz porozmawiać z Hofferem, słyszysz?
Kiwnął niezbyt przekonująco głową.
- Thom, to nie rozejdzie się ot, tak po kościach. Mario jest zbyt zdeterminowany, żeby cię zniszczyć.
- Wiem- mruknął, ale nie miał najmniejszej ochoty na rozdmuchiwanie tej sprawy.
Chciał zapomnieć. Czy to było tak trudno zrozumieć?
A jednak świadomość, że Louise została podstawiona po to, aby wsypać mu środek dopingujący dołowała go niemiłosiernie. Skoki były dla niego całym życiem i myśl, że mógł je utracić przez oskarżenie o oszustwo, którego się nie dopuścił, sprawiła, że kompletnie nie potrafił poradzić sobie ze samym sobą.
A przecież nie był nawet w połowie świadomy tego, co miało go jeszcze spotkać. I pomyśleć, że to wszystko wyniknęło z miłości Louise.
***
 
Znowu chciał coś przed nią ukryć. A ona nie potrafiła bezczynnie przyglądać się temu, jak się stacza, czekać  na wyrok. Chciała mu pomóc. Czy to było tak trudno zrozumieć? Czy ten idiota choć raz nie mógł pomyśleć o sobie, zamiast bawić się w miłosiernego Samarytanina?
Chwilę potem odjechała z policyjnego parkingu, nie przejmując się ograniczeniami prędkości, które napotykała na drodze.
Mocnym krokiem wchodziła po schodach na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się jej mieszkanie. Przystanęła zaskoczona, gdy przez szybkę w drzwiach zobaczyła, że w środku pali się światło. Delikatnie krocząc i wstrzymując oddech, weszła do mieszkania. Nie usłyszała niczego poza miarowym tykaniem zegara, więc powoli weszła do kuchni.
Poczuła niesamowitą ulgę.
- Tak to jest, gdy ma się sklerozę i zapomina się wyłączyć lampkę- mruknęła sama do siebie, sięgając po dzbanek ze sokiem. Zdrętwiała nagle, a naczynie roztrzaskało się z hukiem o ziemię.
 
„PRZESTAŃ DOCIEKAĆ, DOBRZE CI RADZĘ”
 
Jedno, króciutkie zdanie zapisane na małej, niepozornej kremowej karteczce. A sprawiło, że pierwszy raz od dawna poczuła strach. Taki, który rozlewał się po jej całym ciele, który sprawił, że kompletnie straciła poczucie bezpieczeństwa. I nie wiedziała, co zrobić, aby je odzyskać.
***
Weny jak nie było, tak nie ma. Może ktoś znalazł? Jeżeli tak, to moja.
Już nie mogę się doczekać waszych pomysłów i dociekań, które z każdym rozdziałem stają coraz bardziej trafne :)
Pozdrawiam :)
PS: Też odliczacie dni do soboty? Bo ja ze emocji nie mogę się na niczym skupić...

PS2: Miałam wystartować z historyjką o panu Kocie, ale jak na razie to nie na moje siły. Powstało więc coś przekornego, innego- fanki Finów i Norwegów powinny być zadowolone ;) szablon jeszcze nie gotowy, ale może wart zapoznać się z bohaterami - http://diabel-rogaty.blogspot.com/
 

czwartek, 14 listopada 2013

6. I have loved you all along



"On my knees, I’ll ask
Last chance for one last dance
‘Cause with you, I’d withstand
All of hell to hold your hand
I’d give it all
I’d give for us
Give anything but I won’t give up"
 
***
 
- Po co wróciłeś?
Spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, od którego przeszły ją nieprzyjemne dreszcze. Nie mogła pojąć, jak mógł tak bardzo się zmienić, jak mógł stać się takim bezdusznym dupkiem. W pełnym tego słowa znaczeniu. Gdzie podział się ten Mario, dla którego wyjechała z Austrii, dla którego zostawiła wszystko i narażała swoje życie?
Miała ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Coś jednak sprawiło, że wpuściła go do mieszkania. Obawiała się, że może tego gorzko pożałować. Zresztą już żałowała, że w ogóle go poznała, że wtedy dała się namówić na wyjazd. Wówczas wydawał się on bramą do raju.
Czasem los szybko pozbawia nas złudzeń.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nawet się ze mną nie przywitasz?- przejechał jakby od niechcenia dłonią po jej rozgrzanym od emocji policzku, powodując, że odsunęła się od niego z obrzydzeniem. Jego dotyk przyprawiał ją o mdłości, najchętniej wyrzuciłaby go ze swoich wspomnień, życia. Wyrzuciłaby wszystko, co sprawiało, że dalej o nim pamiętała.
- Ty chyba kpisz. Po tym wszystkim oczekujesz, że rzucę ci się w ramiona i zapewnię o swojej tęsknocie?- spojrzała w jego wyraźnie zdziwione oczy, po czym odwracając twarz w drugą stronę dodała: - Jesteś większym idiotą, niż myślałam.
Westchnął cicho, jakby ta obelga nie zrobiła na nim żadnego wrażenie. Przecież nigdy nie liczył się z jej zdaniem, uważał ją za swoją własność, wymagał od niej całkowitego oddania. A w zamian? Mia po pewnym czasie uświadomiła sobie, że w zamian nie dostała nic, prócz seksu, który trzeba przyznać- był udany.
- Pomógłbym ci wtedy. Chciałem cię stamtąd wyciągnąć- wychrypiał szybko, jakby bojąc się, że mu przerwie.
Zachichotała szyderczo. Zakręciło się jej w głowie od jego widoku, od wspomnień, które zalewały ją teraz nieustającą falą.
- Za 10, 15, czy może za 20 lat? Nigdy nie doczekałabym się twojej pomocy, sam dobrze wiesz. Miałeś ważniejsze sprawy, niż twoja własna narzeczona w więzieniu. Gdyby nie Tho...
- Zamknij się! - warknął nagle, wyraźnie rozzłoszczony i chwycił ją mocno za nadgarstki- Po cholerę wtrącał się w nie swoje sprawy? Nie skończyło się to dla niego dobrze- dodał, pogardliwie się uśmiechając.
Gdy w końcu ją puścił, Mia ze zwinnością wygięła mu prawą rękę, przyciskając ją z całej siły do pleców. Niektóre umiejętności z przeszłości bywały przydatne, zwłaszcza w takich sytuacjach. Bo teraz pałała wobec Mario chęcią krwawego mordu. Może to chore, ale chciała, żeby umarł. Najlepiej w męczarniach. Za to wszystko, co zrobił. Za to, że przez niego 3 lata temu Thomas o mało nie zginał, po tym jak nasłał na niego swoich współpracowników.
- Puszczaj- wysapał ciężko, z trudem łapiąc powietrze. Po twarzy spływały mu pojedyncze krople potu. Wiedziała, że ból, który teraz odczuwa jest nie do zniesienia, że za chwilę kończyna mu zdrętwieje, powodując jeszcze większe cierpienie. Mimo tego, nie poluźniła uścisku.
- Jeśli masz coś wspólnego z tym, co teraz się dzieje, jeśli znowu próbujesz zniszczyć życie Thomasowi, to zabiję cię, rozumiesz?- ścisnęła mocniej ramię mężczyzny, a ten szybko pokiwał twierdząco głową. - Nawet, jeśli miałabym spędzić resztę życia za kratkami. Zabiję, cię jak nic niewartego szczura.
Popchnęła go z całej siły na ścianę, a potem szeroko otworzyła drzwi. Wybiegł, nawet się nie oglądając.
- Niczego nie muszę próbować. I tak już jest skończony!- krzyknął jeszcze, zanim wyraźnie z siebie zadowolony zszedł po schodach.
***

Kilka miesięcy wcześniej...
- Rezygnuję.
Wstał słysząc jej słowa. Zdziwiły go, bo mrugnął parę razy powiekami, po czym podszedł do niej i chwytając ją za lewy bark wysyczał:
- Nie tak się umawialiśmy, pamiętasz?
Odepchnęła jego dłoń i ignorując jego nienawistne spojrzenie, usiadła na krześle, krzyżując nogi.
- To wszystko jest chore, ten plan jest chory- wyszeptała . Zerknęła ukradkiem, czy nikt obok niej nie stoi i dodała: - Ty jesteś chory. Co on ci takiego zrobił?
Uderzył pięścią w stół, podszedł do niej i krzyknął:
- To nie twoja sprawa! Miałaś tylko wsypać mu modafinil ! Czy to tak wiele? Czy to cię przerasta?!
Wyjął z szafki dużą kopertę i otwarł ją z zamachem.
- Chcesz więcej pieniędzy? Masz!
Pokiwała przecząco głową.
- Ciesz się, że nikomu o tym nie powiedziałam.
Wybiegła z wielkiego domu z bijącym sercem. Bała się, że dowie się całej prawdy. Przecież wyznała wszystko Thomasowi, przyznała się do tego, co chciała zrobić.
I... pokochała go.
Tylko czuła, że to wszystko nie mogło się dobrze skończyć. I miała rację. Za dużo osób było wmieszane w tę sprawę, która w połączeniu z innymi niespodziewanymi wydarzeniami stała się wyrokiem.
***
- Dziewczyna zaczęła węszyć- stwierdził poważnym tonem - Nie podoba mi się to.
- Mia? Boisz się chuderlawej dziewczynki?
- Nie rozumiesz. Ona wcale nie jest taka głupia, za jaką ją uważaliśmy. Po za tym, o ile się nie mylę odwiedziła cię z Koflerem? I chyba nie była to zbyt miła wizyta- wydął wargi, przeczesując dłonią włosy.
Przytaknął szybko głową.
- Więc co robimy?
- To, co zaczęliśmy. A tej małej damy ostrzeżenie. Jeśli go nie posłucha, to dołączy do pana Hoffera. Tylko w mniej humanitarny sposób.
Poczuł, że robi się mu niedobrze. Nie chciał kolejnej śmierci. Zwłaszcza dla niej. Ale wszystko, co postanowił tamten nie podlegało dyskusji. Miał wobec niego dług wdzięczności. Tylko ostatnio coraz mniej podobała mu się forma jego spłaty.
W pewien sposób rozumiał konieczność śmierci Hoffera. Dowiedział się o wszystkim i mógł stać się niebezpieczny. Cieszył się tylko, że to nie on musiał go zabić. Właściwie problem rozwiązał za nich ktoś inny, ktoś, kogo odwaga nie była najmocniejszą stroną.
Ale Mii było mu po prostu szkoda. W duchu modlił się, żeby odpuściła to całe śledztwo. Thomasowi i tak już nic nie mogło pomóc. Najwyższy czas, aby się z tym pogodzić.
***

Okropny ten rozdział. Więcej w nim dialogów, niż czegoś składnego.
Tym razem chyba dużo się dowiedziałyście ;) Ale zmartwię Was: to jeszcze nie wszystko.
 

niedziela, 10 listopada 2013

5. The quiet scares me 'cause it screams the truth

 
 
"Aahh, the sun is blinding
I stayed up again
Oohh, I am finding
That's not the way I want my story to end"
                                                          
                                                                         
 ***
 
Mia obudziła się rano z potwornym bólem głowy, który zdawał się rozsadzać jej czaszkę od wewnątrz. Ostrożnie stawiając kroki udała się w stronę kuchni, aby napić się lodowatej wody. W takich sytuacjach tylko ona przynosiła  ukojenie jej skołatanym nerwom. Stanęła przed lustrem, uważnie przypatrując się swoim rozczochranym włosom i resztkom, niezmytego wieczorem makijażu.
- I gdzież jest pani wczorajszy partner?- prychnęła sama do siebie. Och, noc była bardzo udana. Trzeba przyznać, że Joseph Hinsman należał do sprawnych mężczyzn. Engel miała tylko nadzieję, że jej starania nie poszły na marne i adwokat zdecyduje się pomóc Thomasowi.
Albo okaże się zwykłym dupkiem- przebrnęło jej szybko przez myśli, lecz odpędziła je od razu od siebie.
Zapach mocnej, parzonej kawy uderzył ją intensywnie w nozdrza, odpędzając resztki snu. Przecierając jeszcze dłonią oczy, zaczęła czytać artykuł na internetowym serwisie informacyjnym.
„Turniej Czterech Skoczni już za tydzień! Zawody w cieniu morderstwa”.
Prychnęła pogardliwie, widząc wielki nagłówek. Oczywiście, że turniej odbędzie się bez zakłóceń, oczywiście, że nikt nie przejmował się ani Thomasem, ani może niezbyt lubianym, ale jednak nie żyjącym Hofferem i jego rodziną.
Cała skoczna karuzela kręciła się dalej, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Mia nie mogąc się powstrzymać spojrzała na podany skład Austriaków. Gdzieś w podświadomości miała absurdalną nadzieję, że wśród nazwisk zobaczy to Thomasa. Bez sensu, prawda? Przejechała wzrokiem po sylwetkach skoczków, by chwilę potem zatrzymując się przy jednym z nich niemal zamrzeć ze zdziwienia. I strachu, który nie wiedzieć czemu pojawił się gdzieś głęboko w niej.
Mario Innauer - Wielki powrót do kadry.
 
***
Andreas nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć strachu, który towarzyszył mu już od poranka. Właściwie to dzień zapowiadał się pechowo. Począwszy od zacięcia się przy goleniu, rozbicia ulubionego kubka i zgubienia kluczyków do samochodu, kończąc na…
-Pointner!- wrzasnął Kofler jak zraniony zwierz, gdy jego futrzasty kot załatwił swoją potrzebę fizjologiczną na nowych butach. – Niech cię szlag jasny trafi, sierściuchu- mamrotał złowieszczo skoczek, wycierając obuwie rąbkiem swetra.
Kocur najwyraźniej nie przejął się obelgą, bo mrucząc z zadowolenia usadowił się na dywanie i wbił swój wzrok w człowieka.
„ Kup sobie kota, Andi, to takie miłe stworzenie”- przypomniał sobie ironiczną wypowiedź Mii, gdy przed kilkoma miesiącami poskarżył się jej na samotność. Że też tak bezmyślnie jej posłuchał!
Już cieszył się, że sytuacja kryzysowa została zażegnana, gdy w mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek jego komórki.
- Halo!- wrzasnął do słuchawki, jednocześnie przeganiając spod nóg Pointnera, spragnionego zabaw.
- Potrzebuję twojej pomocy- usłyszał głos Mii.
Mógł przysiąc, że zapewne w tym momencie uśmiechała się ona przebiegle i nawijała na palec kosmyk włosów.
- Czemu mnie to nie dziwi?
- Nie mam pojęcia.
- Jadę na trening, nie mam czasu.
- Dobrze się składa. W takim razie będę czekać koło skoczni- wtrąciła się w jego wypowiedź,  a zaraz po tym rozłączyła.
Kofler westchnął podrażniony. Zarzucił torbę treningową na ramię i głaskając zwierzaka rzekł:
- Nie daj się omotać kobiecie, stary. To zawsze źle się kończy.
I chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielką słuszność miały jego słowa. Choć nawet nie tyczyły się jego samego.
***
Skocznia Bergiseel, górująca nad miastem od zawsze kojarzyła się jej ze szczęściem. Bo uświadomiła sobie, że tylko tu czuła się bezpiecznie, tutaj przeżywała swoje najradośniejsze chwile.
I jeśli musiała przyznać, to była uzależniona od skocznego światka i tego wszystkiego, co mu towarzyszyło.
- Dawno cię tu nie było- Alexander Pointner stanął obok niej, opierając się o maskę swojego samochodu. Szpanerskiego samochodu- jak zdążyła już zauważyć Mia.
- Dużo się zmieniło przez ten czas- popatrzyła mu prosto w oczy. Spuścił wzrok na ziemię, wyraźnie zawstydzony. – Hoffer nie żyje, Thomas jest w więzieniu. A ty jak widać zawsze perfekcyjny- ścisnęła mocno rękę mężczyzny i lodowatym tonem dodała:
- Szybko skompletowałeś nową kadrę. Innauer?
-  Wrócił do skakania, jest w dobrej formie. Nie mogłem czekać w nieskończoność na Thomasa. Mia, pogódź się z tym. Nie cofniesz czasu, wszyscy musimy odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Zaśmiała się ironicznie. Mario w dobrej formie? Nie osiągnął jej przez tyle lat skakania, a teraz po tak długiej przerwie miałoby się mu to udać?
Pokraka zawsze zostanie pokraką- przypomniały się jej słowa Thomasa, które wykrzyczał Innauerowi w twarz podczas kłótni. Może to złośliwe, ale zgadzała się z nimi całkowicie.
- A jeśli ja nie potrafię? Jeśli nie potrafię tak, jak ty, skreślić człowieka tylko na podstawie bezpodstawnych oskarżeń?
- Powinnaś się nauczyć. Niektórych spraw nie można odkręcić.
Prychnęła zirytowana i ruszyła w stronę wejścia, byle jak najszybciej oddalić się od Pointnera. Idąc nie patrzyła przed siebie, zamyślona nad znaczeniem słów austriackiego trenera.
- Ała!- usłyszała piskliwy wrzask, a zaraz potem jej oczom ukazał się Haybock, niosący na plecach narty.
- Przepraszam- wymamrotała szybko, podnosząc z ziemi czapkę chłopaka- Proszę- wręczyła mu ją do ręki.
Popatrzył na nią spod przymrużonych powiek i powiedział:
- Ach, to ty. Nie poznałem cię!
Uśmiechnęła się nieznacznie i zmierzwiła dłonią jego blond włosy. Miała sentyment do tego chłopaczka. Był na swój sposób urokliwy, za kilka lat mógł stać się łamaczem kobiecych serc.
- Co tam u ciebie, Michi?
Przystanęła obok Austriaka, jednocześnie obserwując, czy Andreas już nie przyjechał. Jak zawsze się spóźniał!
- Nic nowego. Po za tym, że… no, wiesz…
Westchnęła cicho, doskonale domyślając się o co chodzi. Chłopak przestąpił nerwowo z nogi na nogę, mocniej ściskając narty.
- Nie martw się – szturchnęła go lekko w bok, po czym dodała:- Prawda prędzej czy później i tak wychodzi na jaw-  a potem  machając mu dłonią, odeszła w drugą stronę.
- I właśnie tego się obawiam.
Nie mogła już usłyszeć, kto wypowiedział te słowa, przepełnione strachem. Nie mogła zauważyć szczupłej sylwetki.
Bo gdyby tak było, z pewnością rozpoznałaby tę osobę niemal od razu.
***

Wybaczcie to małe opóźnienie. Blogspot wyraźnie ma jakieś problemy z moimi postami, bo nie chciał ich opublikować. Złośliwe stworzenie.
Od tego rozdziału wszystko zacznie się powoli wyjaśniać, ale jeśli mogę Wam udzielić rady: nie snujcie pochopnie żadnych wniosków.
Pozdrawiam :)