"But you only need the light when it's
burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low..."
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low..."
***
Nigdy
nie spodziewała się, że to ona będzie stała po tej stronie krat. Od maleńkości
miała tendencję do pakowania się w najrozmaitsze kłopoty. Wtedy to Thomas
wyciągał ją ze wszystkiego, w co się akurat wplątała. Zawsze był
najroważniejszy z ich paczki, zawsze to on był tym najabrdziej dojrzałym.
Mario, Andreas, Thomas i Mia. Nie sposób byłoby policzyć wspólnych imprez,
które kończyły się potwornym bólem głowy następnego dnia.
Adwokat-
Jospeh Hinsman okazał się nad wyraz obowiązkowy. Wprawdzie jego zachowanie
świadczyło, że nie pamięta, albo nie chce
pamiętać, ich wspólnej nocy, ale Mia próbowała sobie wmówić, że nie to jest
teraz ważne. Najważniejsze, że zgodził się pomóc Thomasowi. Wciągnęła parę razy
głęboko powietrze, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo poczuła jakże kuszący
zapach męskich perfum. Zapach, który
przecież tak niedawno wdychała wprost z rozgrzanej skóry Josepha.
Pewnie
dlatego nie mogła powstrzymać niemiłego kłucia w sercu, które zdawało się boleć
jeszcze bardziej, gdy patrzyła na prawnika. Ten siedział właśnie przy małym
drewnianym stoliku i wydawał się bardzo spokojny. Engel natomiast dla odmiany
nie potrafiła opanować stukania z nerwów nogami o szarobure, więzienne kafelki.
-
Spokojnie- szepnął Hinsman, wyraźnie chcąc dodać jej otuchy- Przecież żaden
wyrok jeszcze nie zapadł.
Puste
słowa, które wcale jej nie uspokoiły, a jedynie wzbudziły jeszcze więcej
wątpliwości i nerwów.
-
Myśli pan, że jest jeszcze dla niego szansa?- nawet nie zorientowała się, że
mówi per pan do faceta, z którym
zaledwie kilka dni temu wypróbowywała najróżniejsze pozycje seksualne. On
uśmiechnął się delikatnie, przez co wokół oczu utworzyły mu się drobne
zmarszki, które jak zauważyła Mia, tylko dodawały mu uroku.
-
Zawsze jest szansa- odparł, delikatnie gładząc jej dłoń. Odsunęła ją szybko i
sama nie wiedziała czy to przez zaskoczenie, czy zwykłą złość. Chciała
powiedzieć kilka zdecydowanie niemiłych słów, ale właśnie w tym momencie drzwi
w sali do widzeń otwarły się i dwoje policiantów wprowdziło Thomasa, zakutego w
kajdanki.
Gdy
go zobaczyła, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wygląda jeszcze gorzej, niż
ostatnio. Co było najbardziej przerażające? Jego oczy. Zabłąkane, rozbiegane i przekrwione. Siłą
woli powstrzymała się przed rzuceniem się przyjacielowi w ramiona.
-
Musi mi pan powiedzieć o wszystkim, co może mieć związek z tą sprawą, a przede
wszystkim z pańskim obecnym położeniem- zaczął adwokat, gdy usiedli,
obserwowani czujnym wzrokiem strażnika.
-
Wszystko?
Tamten
kiwnął twierdząco głową, ale skoczek uparcie milczał.
-
Mia…- spojrzał na nią lękliwie- Czy możesz wyjść?- wydusił z siebie wreszcie,
zaraz potem spuszczając wzrok na ziemię. Poczuła, że cała drętwieje na te
słowa. Odsunęła głośno krzesło, wstając z niego gwałtownie.
-
Przesadzasz, Thomas- syknęła w jego stronę, po czym szybkim krokiem udała się w
stronę wyjścia, klnąc pod nosem zupełnie nie jak panienka z dobrego domu.
***
-
Thomas…- nawet na nią nie spojrzał. Stanął za to kilka metrów od niej z założonymi
rękoma. Zaciśnięte w wąską kreskę usta nie wróżyły niczego dobrego, podobnie
jak cisza, która zdawała się rozsadzać jej głowę.
-
Thomas, powiedz coś- szepnęła ponownie, głęboko oddychając, aby się nie
rozpłakać. Wiedziała, że nie będzie szczęśliwy, była przygotowana na krzyk,
pretensje, może nawet wyzwiska. Ale to ją przerosło. Morgenstern stał sztywno,
nie wypowiedział ani słowa, jakby brzydził się z nią rozmawiać.
-
Dlaczego tego nie zrobiłaś?- spojrzał na nią przelotnie, by po chwili cedząc słowa,
powiedzieć:
- Z
litości?
Tak
naprawdę, to nie chciał usłyszeć odpowiedzi. Chciał dalej żyć w przekonaniu, że
to szczęśliwy los, tak jak w bajce, postawił u jego stóp Louise, że to, o czym
się teraz dowiedział jest tylko koszmarnym snem, a on zaraz się z niego obudzi.
Dla pewności więc, przetarł parę razy oczy, naiwnie łudząc się na cud. A jednak
to była rzeczywistość.
-
Thom…- wzdrygnął się, gdy to usłyszał. Tylko ona zdrabniała w ten sposób jego imię, a przecież
właściwie nie miała już do tego prawa.
- Nie mów tak do mnie- warknął, próbując udać
obojętność. Bo w środku siebie czuł huragan. W dosłownym tego słowa znaczeniu.
Huragan uczuć. Z jednej strony kochał Braunn jak szalony. Tylko z drugiej… Ach,
tak. Okazała się podstawionym elementem, który miał zniszczyć mu karierę.
-
Kocham cię. Dlatego tego nie zrobiłam- delikatnie dotknęła jego pleców,
zataczając dłonią okręgi. Tym razem się nie odsunął. Odwrócił się w jej stronę
i ze stanowczością wpił się w jej wargi, jakby chciał zapomnieć o tym, czego
przed chwilą się dowiedział. – Musisz porozmawiać z Hofferem, słyszysz?
Kiwnął
niezbyt przekonująco głową.
-
Thom, to nie rozejdzie się ot, tak po kościach. Mario jest zbyt zdeterminowany,
żeby cię zniszczyć.
-
Wiem- mruknął, ale nie miał najmniejszej ochoty na rozdmuchiwanie tej sprawy.
Chciał
zapomnieć. Czy to było tak trudno zrozumieć?
A
jednak świadomość, że Louise została podstawiona po to, aby wsypać mu środek
dopingujący dołowała go niemiłosiernie. Skoki były dla niego całym życiem i
myśl, że mógł je utracić przez oskarżenie o oszustwo, którego się nie dopuścił,
sprawiła, że kompletnie nie potrafił poradzić sobie ze samym sobą.
A
przecież nie był nawet w połowie świadomy tego, co miało go jeszcze spotkać. I
pomyśleć, że to wszystko wyniknęło z miłości Louise.
***
Znowu
chciał coś przed nią ukryć. A ona nie potrafiła bezczynnie przyglądać się temu,
jak się stacza, czekać na wyrok. Chciała
mu pomóc. Czy to było tak trudno zrozumieć? Czy ten idiota choć raz nie mógł
pomyśleć o sobie, zamiast bawić się w miłosiernego Samarytanina?
Chwilę
potem odjechała z policyjnego parkingu, nie przejmując się ograniczeniami
prędkości, które napotykała na drodze.
Mocnym
krokiem wchodziła po schodach na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się jej
mieszkanie. Przystanęła zaskoczona, gdy przez szybkę w drzwiach zobaczyła, że w
środku pali się światło. Delikatnie krocząc i wstrzymując oddech, weszła do
mieszkania. Nie usłyszała niczego poza miarowym tykaniem zegara, więc powoli
weszła do kuchni.
Poczuła
niesamowitą ulgę.
- Tak
to jest, gdy ma się sklerozę i zapomina się wyłączyć lampkę- mruknęła sama do
siebie, sięgając po dzbanek ze sokiem. Zdrętwiała nagle, a naczynie
roztrzaskało się z hukiem o ziemię.
„PRZESTAŃ DOCIEKAĆ, DOBRZE CI
RADZĘ”
Jedno,
króciutkie zdanie zapisane na małej, niepozornej kremowej karteczce. A sprawiło, że pierwszy raz
od dawna poczuła strach. Taki, który rozlewał się po jej całym ciele, który
sprawił, że kompletnie straciła poczucie bezpieczeństwa. I nie wiedziała, co
zrobić, aby je odzyskać.
***
Weny jak nie było, tak nie ma. Może ktoś znalazł? Jeżeli tak, to moja.
Już nie mogę się doczekać waszych pomysłów i dociekań, które z każdym rozdziałem stają coraz bardziej trafne :)
Pozdrawiam :)
PS: Też odliczacie dni do soboty? Bo ja ze emocji nie mogę się na niczym skupić...
PS2: Miałam wystartować z historyjką o panu Kocie, ale jak na razie to nie na moje siły. Powstało więc coś przekornego, innego- fanki Finów i Norwegów powinny być zadowolone ;) szablon jeszcze nie gotowy, ale może wart zapoznać się z bohaterami - http://diabel-rogaty.blogspot.com/
PS2: Miałam wystartować z historyjką o panu Kocie, ale jak na razie to nie na moje siły. Powstało więc coś przekornego, innego- fanki Finów i Norwegów powinny być zadowolone ;) szablon jeszcze nie gotowy, ale może wart zapoznać się z bohaterami - http://diabel-rogaty.blogspot.com/