czwartek, 30 stycznia 2014

Epilog- Ten rozdział się kończy, ale ich historia dopiero się zaczyna








Kiedy łzy spływają po twojej twarzy
Kiedy tracisz coś, czego nie możesz niczym zastąpić
Kiedy kogoś kochasz, ale wszystko idzie na marne
Czy mogłoby być gorzej?

Światła zaprowadzą cię do domu
I wzniecą ogień w twoich kościach
A ja spróbuję cię naprawić

 
***
 

Tego dnia mroźny wiatr kołysał drzewami i przenikał do szpiku kości. Naciągnął więc mocno czapkę na uszy i wtulił twarz w wełnianym szaliku. Co jakiś czas rozglądał się wokoło i uspokojony znów opierał się o drzwi samochodu. Ciekawscy dziennikarze byli ostanią rzeczą, na jaką chciałby się teraz natknąć, choć musiał przyznać, że w ostanim czasie dali mu trochę więcej prywatności.
Powinien się cieszyć, prawda?
Co jakiś czas przez myśli przepływała mu fala wątpliwości, pomieszana z niepewnością. Nie wiedział, czy to, co miał zrobić jest słuszne. Wszyscy odradzali mu, nazywając go idiotą, tylko nie ta, po której najbardziej się tego spodziewał. Mia Engel zmieniła się. Nie była już tą samą porywczą dziewczyną, gotową na każde szaleństwo. Zaczęła podchodzić do życia z pewną rozwagą.
- Nie zostawiaj jej- powiedziała pewnie, gdy wyznał jej, co zamierza zrobić.  To, co zdarzyło się prawie rok temu wpłynęło na każdego z jego otoczenia. Może po prostu zaczęli doceniać najmniejszą, normalną chwilę.
Automatyczna brama uchyliła się nieznacznie, a potem ujrzał jej sylwetkę.  Przygarbiona, z torbą przerzuconą przez jedno ramię wyszła niepewnie przed budynek amerykańskiego więzienia. Gdy wejście zamknęło się za nią, nie ruszyła się nawet o centymetr. Była zagubiona- dostrzegał to nawet z daleka. Serce zaczęło mu bić, jak oszalałe. Nie potrafił dłużej czekać, patrzeć na nią bez choćby cienia reakcji. Postawił kilka kroków w jej stronę, czując, jak nogi miękną mu z nadmiaru emocji.
- Louise…- wychrypiał.
Podniosła na niego wzrok pełen przeraźliwego smutku, aż przeszły go dreszcze. Uśmiechnęła się blado, a po jej wychudzonym policzku popłynęło kilka łez. Nieśmiało przybliżył się do niej, by już po chwili zamknąć ją szczelnie w swoich ramionach, wdychając zapach jej skóry.
- Czekałeś- wyszeptała, a on pokiwał głową, usilnie zaciskając powieki. Nie chciał płakać, to miała być szczęśliwa chwila. Gładził opuszkami palców kosmyki jej włosów, potem szyję i nieznacznie odkryty dekolt.
Oczywiście, że czekał. Czekał te cholerne 10 miesięcy, bo kochał ją do szaleństwa. Nie powiedział jednak teraz tego,  całując ją  zachłannie w usta. Doskonale pamiętał dzień swojej rozprawy, to jak pogodzony ze swoim losem czekał na wyrok. Nagły głos sędziego, który wezwał na świadka Louise, sprawił, że przeszły go dreszcze. Nie chciał, aby się dla niego poświęcała... A ona przyszła... Przyszła i opowiedziała o wszystkim, o każdej, nawet maleńkiej tajemnicy. Doskonale wiedziała, że nie uniknie więzienia.
A on czekał... Nie był w stanie o niej zapomnieć i jej zostawić!
 Wpił się stanowczo w jej wargi, które tak jak kiedyś smakowały cytrusowym błyszczykiem. Moczyła mu kurtkę coraz obfitszymi łzami.
- Wracajmy do domu- wychrypiał wreszcie, świadom całkowicie znaczenia swoich słów. Dom. Ich wspólny dom, który miał zamiar stworzyć i naprawiać ich wszystkie dotychczasowe błędy.
Chyba na tym polega miłość. Na tym, aby trwać przy drugiej osobie do końca, bez względu na przeszłość.

 
***

- Cholera jasna! Kofler, twój zapchlony kocur znowu obsikał moje buty!
Engel odepchnęła nogą futrzaka o wdzięcznym imieniu Ville, które nadane zostało mu niedawno z powodów oczywistych. Nie mogli przecież pozwolić, by inteligentny zwierzak nazywał się tak samo, jak odsiadujący wyrok były trener kadry. Andreas mimowolnie zaśmiał się pod nosem, co nie umknęło uwadze Mii. Popatrzyła na niego z wyraźną dezaprobatą, by po chwili czule pocałować go w policzek.
- Nie zasłużyłem na nic więcej?- zapytał przekornie, za co dziewczyna boleśnie dźgnęła go w żebro. Jednak już chwilę później jej wargi dotknęły warg chłopaka, a dłonie zaczęły wędrówkę po jego torsie, schodząc coraz niżej. Nakreśliła opuszkami palców na jego brzuchu kilka okręgów i zadziornie chwyciła go za szlufkę od spodni, przyciągając  bliżej siebie.
Byli dziwną parą, tak bardzo niedopasowaną, że niektórzy uznawali za cud ich wspólne życie. Charakterna Engel owinęła sobie Andreasa wokół palca tak, jak wszystkich przed nim. Z jedną tylko różnicą- jemu wcale to nie przeszkadzało. Kochał tego rudzielca, był gotów zrobić dla niego wszystko.
A rudzielec?
Rudzielec nareszcie odnalazł swoje miejsce na tym poplątanym świecie. I nauczył się odróżniać młodzieńczą, przyjacielską fascynację Thomasem od prawdziwego uczucia. Cóż z tego, że często ( a właściwie codziennie) Kofler i jego miauczący współlokator drażnili ją niemiłosiernie? Cóż z tego, skoro pierwszy raz, tak całkowicie naprawdę na kimś jej zależało.
Wplotła palce w czarne włosy chłopaka i położyła głowę na jego ciepłym ramieniu.
- Kocham cię- mruknął kuszącym tonem prosto do jej ucha. Po ciele rozeszły się jej przyjemne dreszcze. Zaśmiała się perliście, aż po pomieszczeniu rozeszło się echo.
Miłość. Coś, co teraz czuła, czym była otoczona, co dostała w prezencie.
Może życie wcale nie jest takie złe?

***


 
Jeju... Nie wierzę, że udało mi się to skończyć. Możecie być pewne,  że już nigdy nie napiszę żadnego "kryminału", bo po prostu się do tego nie nadaję- sama o mało nie zgubiłam się w tych intrygach.
Od początku pisania tego opowiadania prześladowała mnie chęć, aby kogoś uśmiercić ( oprócz Hoffera). Próbowałam ją zwalczyć i udało się, choć moim zdaniem w konsekwencji to zakończenie stało się bardzo naiwne i przesłodzone.
Więc tym bardziej dziękuję Wam kochane, że byłyście tutaj ze mną, czekałyście na każdy rozdział i próbowałyście rozwikłać intrygi.
Buziaki :*
 
PS: Te czytelniczki, które nie mają mnie dość zapraszam na opowiastkę o skocznych braciach Kot pilnuj-mnie.blogspot.com
 
 
THE END



niedziela, 26 stycznia 2014

11. Nigdy nie jest za późno, żeby powiedzieć prawdę

 
Gdy tylko wyszła na zewnątrz, owiało ją lodowate powietrze, a w policzki zaczęły uderzać marznące płatki śniegu, sypiące nieustannie. Adrenalina buzująca jej krwi sprawiała dotąd, że nie odczuwała bólu promieniującego z posiniaczonych żeber. Teraz jednak skóra w tamtym miejscu zdawała się jej palić żywcem, a po chwili zobaczyła przed oczami dobrze jej znane czarne plamy. Sunąc nogami po oblodzonym chodniku, dotarła do najbliższej ławki i usiadła na niej z niemałą ulgą. Doskonale wiedziała, że powinna uciekać stąd jak najdalej, póki Innauer nie zorientował się o jej ucieczce. Nie miała jednak siły wstać, bo przy każdym, nawet najmniejszym ruchu kręciło się jej niemiłosiernie w głowie. W głębi duszy czuła nieopisaną chęć, aby wybuchnąć płaczem i poczuć czyjeś ciepłe, troskliwe ramiona.  Po kilku minutach dostrzegła starszą kobietę, która szła niezbyt szybkim krokiem w jej stronę. Nie miała czasu na zastanawianie się i rozważanie, czy jest godna zaufania, więc zaryzykowała i podeszła do niej, starając się ukryć przeciętą wargę w kołnierzu kurtki.
- Przepraszam- nieśmiało zagaiła, a nieznajoma popatrzyła na nią z nieukrywanym zainteresowaniem- Czy mogłabym pożyczyć od pani telefonu? Tylko na jedno połączenie, błagam.
Kobieta ponownie zerknęła w jej stronę, a Louise pomyślała, że chyba rzeczywiście  musiała żałośnie wyglądać, bo już po chwili trzymała w dłoni urządzenie. Drżącymi palcami wybrała numer, choć nawet nie była pewna, czy dobrze go zapamiętała. Jeden sygnał, drugi…
-Halo?
- Mia! Musisz mi pomóc!- krzyknęła desperacko, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zwraca na siebie uwagę. Jednak w tamtej chwili wcale się to nie liczyło. Chciała znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Za wszelką cenę. Mięśnie miała napięte do granic możliwości, gdy czekała na odpowiedź tamtej.
- Spokojnie- głos Engel  o dziwo był opanowany i rzeczowy. Nie dała po sobie poznać, że z pewnością nie jest zadowolona z tego, kto dzwoni. I szczerze mówiąc Lousie wcale się jej nie dziwiła. Zniszczyła im wszystkim dotychczasowe, szczęśliwe życie, zamieniając je w ciągłą walkę. Nie chciała tego, naprawdę. Chciała… Chciała tylko tego czegoś, o czym czytała w romantycznych książkach, o czym słyszała w ckliwych piosenkach.   – Gdzie jesteś?- zapytała po kilku sekundach rudowłosa, a jej nierówny oddech stał się teraz doskonale słyszalny.
- Na Innestadt- szepnęła, dla pewności rozglądając się wokół, jakby sprawdzając, czy podała właściwą nazwę dzielnicy. W Innsbrucku znała jedynie te miejsca, które zdążył pokazać jej Thomas, w których spędzali wspólnie czas. Niemiłe ukłucie w sercu przypomniało jej, że to przeszłość, bardzo brutalnie przemieniona tylko we wspomnienia.
- Będę za kilka minut, nie ruszaj się nigdzie!
Dźwięk zakończonego połączenia wyrwał ją z chwilowego letargu. Podała telefon stojącej obok niej kobiecie, próbując nie patrzeć jej w oczy.
- Mogę jakoś pomóc?- zapytała.
Pokręciła przecząco głową i na drżących nogach odeszła kilka metrów tak, aby być mniej widoczną dla przechodniów. Zmarznięte dłonie zaczynały jej drętwieć, toteż wsadziła je do kieszeni kurtki i dla otuchy zaczęła nucić pod nosem wesołą melodyjkę. Nic nie było jednak w stanie wyprzeć z niej wyrzutów sumienia, które gromadziły się z nieustającą siłą. To, co usłyszała w mieszkaniu Innauera przerosło jej wyobrażenia.
To ona była winna temu,  co stało się z Thomasem! Ona! Bo pragnęła poczuć się kochana i dopuściła do głosu coś innego poza zimnymi kalkulacjami.
Minuty zdawały się jej płynąć bardzo powoli i kiedy miał już tak po prostu beznadziejnie się rozpłakać, poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.
- Chodź- Mia podniosła ją za ręce ze śniegu i podtrzymując ją mocno doprowadziła do samochodu. Louise sama nie wiedziała, kiedy zdążyła się rzucić w ramiona Engel. Ta najpierw niemal zdrętwiała z zaskoczenia, o czym świadczyły jej napięte mięśnie i nierówno bijące serce. Po chwili jednak objęła ją z troską, szeptając tuż przy jej uchu:
- Już dobrze, Louise, już dobrze…
Wnętrze samochodu było przyjemnie ciepłe, a fotele miękkie dla jej posiniaczonego ciała, jak najlepsze łóżko. Przymknęła powieki, podczas gdy ruda odpaliła silnik. Nie zadała jej dotąd żadnego pytania, co było nie tyle dziwne, co wręcz irytujące.
- Mia- wychrypiała, na co tamta przemknęła po niej wzrokiem. Wzięła więc głęboki oddech i zacisnęła mocno dłonie w pięści – Ja wiem, kto zabił Hoffera.
 

***

Tej nocy w mieszkaniu Andreasa Koflera światło paliło się do późnej nocy, a właściwie poranka. Przy drewnianym stole, tym samym, przy którym siedzieli zaraz po aresztowaniu Thomasa, zasiadły trzy osoby. Jedna z nich miała swoje tajemnice, które dziś miały zostać raz na zawsze ujawnione.
- Powiedz nam wszystko.
Louise czuła się jak w pułapce. Pułapce własnych uczuć, z których każde było silniejsze od poprzedniego. Nie miała jednak wyboru, bo jednego była pewna: chciała ratować Thomasa za wszelką cenę, tak jak on postanowił uratować ją.
- Sama wiesz, jak to się zaczęło- szepnęła zachwianym głosem – Nie bez powodu tak zareagowałaś, gdy Thomas ci mnie przedstawił. Mario przysłał mnie do Austrii z konkretnym zadaniem- miałam zdobyć zaufanie Morgensterna i dosypać mu środków dopingujących.
Kofler nie był zdziwiony, tym co usłyszał. Mia natomiast pobladła gwałtownie, jednak dłoń Andreasa zaciśnięta na jej nadgarstku powstrzymała ją przed gwałtowną reakcją.
- To była zemsta- kontynuowała Braunn – Thomas płacąc za ciebie kaucję i wywożąc do Austrii, zabrał mu ciebie- popatrzyła na Engel- Dlatego on postanowił zabrać mu karierę.
- Więc co się stało?- rudowłosa poderwała się z krzesła i zbliżyła się do niej z zaciętą miną – Obudziły się w tobie ludzkie uczucia? Litość?- warknęła
- Nie.
Louise zakryła twarz w dłoniach, a jej ciałem raz po raz zaczął szarpać zduszony szloch. To wszystko było trudniejsze, niż myślała. A przecież musiała opowiedzieć o tym wszystkim co najmniej raz i to w nie tak przyjaznych warunkach.
- Zakochałam się- szepnęła po chwili – Pokochałam Thomasa, chociaż wcześniej reagowałam na coś takiego zwykłym śmiechem. Byłam profesjonalistką, tak jak kiedyś ty, Mia i nie nawiązywałam bliższych relacji z „ofiarami”. Tym razem było inaczej. Nie potrafiłam zrobić czegoś tak podłego Thomasowi. Dlatego powiedziałam mu o wszystkim.
Nastała przeraźliwa cisza, zagłuszana jedynie przez miarowe tykanie zegara. Louise wzięła ponownie głęboki oddech.
- Wyznałam, kto mnie przysłał i kto miał mi pomóc. Thomas chciał zgłosić to na policję.
- Dlaczego tego nie zrobił?
- Bo już wtedy byłam poszukiwana przez amerykańską policję. Nie chciał mnie wydać, ale  gdyby zaczęli dochodzenie w sprawie Innauera i jego wspólnika, to nieuchronnie wpadliby na mój ślad.
- Dlatego poszedł z tym do Hoffera…- dopowiedział Andreas, któremu wszystko nagle zaczęło układać się w jednolitą całość z tym, czego dowiedział się od samego Thomasa.
- Hoffer nie chciał sensacji na początku sezonu. Już od kilku lat jego opinia nie była najlepsza i gdyby wtedy wybuchł skandal, byłby skończony. Dlatego kazał Thomasowi zapomnieć o całej sprawie i nie zgodził się na jego prośbę.
Mia zaśmiała się ironicznie, nie mogąc się powstrzymać.
- Czego chciał od niego Morgi?- zapytała ruda, która czuła teraz, jak zalewa ją fala wyrzutów sumienia. Dlaczego niczego nie zauważyła, dlaczego nie zauważyła, że przyjaciel miał problemy?
- Chciał, żeby Hoffer wpłynął na Austriacki Związek Narciarski w sprawie zwolnienia Pointnera. To on był moim wspólnikiem i miał dopilnować, aby w dniu, kiedy wsypię doping, Thomas został wezwany na kontrolę antydopingową. Hoffer za żadne skarby nie chciał psuć atmosfery wokół stawianej na piedestale kadry, jego ulubionego trenera. Nie zgodził się.
- Wygląda na to, że ktoś podsłuchał ich rozmowę- wychrypiał Andreas – Schlierenzauer od pewnego czasu zachowywał się podejrzanie.
- Wydaje mi się, że Mario go zwerbował po tym, gdy ja odmówiłam mu współpracy. Powiedział Pointnerowi, że Thomas będzie dociekał konsekwencji, a ten się wystraszył.
- Alex nigdy nie był przesadnie odważny- wtrąciła się Mia.
- Właściwie to, że zabił Waltera było na rękę Mario. Nie musiał szukać nowego sposobu zemsty, tylko wrobił we wszystko Thomasa, ratując Pointnera, który został jego dłużnikiem.
- Dlatego powołał go do kadry- nieśmiało zachichotał Andreas, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
- Tamtego wieczoru, gdy zginął, byłam w hotelu reprezentacji. Spotkałam się z Thomasem, a potem poszliśmy razem do jego pokoju. Pamiętam tylko, że po kilku godzinach zasnęłam, a Thom obok mnie- szeptała drżącym od emocji głosem Louise – Obudził nas czyjś krzyk. Pobiegliśmy sprawdzić, co się stało… Tam…- zaszlochała ponownie, a kosmyk włosów opadł na jej zaczerwienioną od łez twarz – Tam leżał Hoffer, z nożem w plecach. Thomas kazał mi uciekać z hotelu, ukryć się. Wiedział, że za chwilę zjawi się policja i będzie wszystkich przesłuchiwać. Za mną był wysłany list gończy przez te wszystkie głupoty, które narobiłam w USA, współpracując z Mario. Posłuchałam go…
- A to jego oskarżyli!- krzyknęła desperacko Mia i chwyciła Braunn za ramiona – To wszystko przez ciebie, kłamliwa dziwko! To wszystko twoja wina!
Andreas siłą oderwał ją od dziewczyny.
- Ja pomagałem się jej ukryć- zwrócił się do Mii – Błagał mnie o to.
 Patrzyli teraz  na siebie, nie wiedząc, co robić.
- Przyjdę na jutrzejszą rozprawę i wszystko powiem. Powiem, że byłam wtedy z Thomasem, że odmawiał zeznań dla mojego dobra, powiem, że to Pointner zabił Hoffera!- łzy płynęły teraz po policzkach Louise ciągiem, moczącjej koszulkę.
- Zamkną cię- wyszeptał Kofler.
- Wiem.
Światło zgasło. Ale dla jednej osoby zaświeciła się nadzieja.
 
***
Zepsułam to wszystko. Miało być zupełnie inaczej, ale mam już serdecznie dość tego opowiadania, muszę się uczyć, więc jest to coś. Zaskoczone?
Przed nami jeszcze epilog, a mnie cały czas dręczy pragnienie, żeby kogoś tu jeszcze uśmiercić.
 
 

czwartek, 23 stycznia 2014

10. Prawda to pojęcie względne


 
 Numb
 

 And I know
I may end up failing too
But I know
You were just like me
With someone disappointed in you
 
***

 
Dobro nie zawsze do nas wraca. Często zamiast upragnionej życzliwości, ludzkiego ciepła, czy prozaicznego szczęśliwego życia otrzymujemy ból i rozczarowanie. Może karma w jego przypadku nie zadziałała? Tak, to z pewnością przez to. Nie zrobił nigdy przecież czegoś, co byłoby sprzeczne z jego naturą. Może poza… Nie. To się nie liczy. Jak chronienie kogoś, kogo się kocha można nazwać przestępstwem? Ona nie była niczemu winna. Gdyby tak było, to nie przyznałaby się do wszystkiego. Dlatego nie powiedział nikomu, że została przysłana przez Mario, aby dosypać mu środków dopingujących. Nie przeżyłby, jeśli znalazłaby się w więzieniu. Kochał Louise. Kochał ją tak mocno, że czasami przechodziły go dziwne dreszcze, pomieszane z nieustającą tęsknotą. Czasami do tego potoku uczuć wplatała się jeszcze nadzieja. Zupełnie bezpodstawna. Sam przecież kazał jej się ukryć, uciekać, nie dać się złapać, sam nie powiedział o ich wspólnej nocy, która mogłaby być doskonałym alibi. Bo była dla niego najważniejsza i nie chciał, aby płaciła za głupotę młodości.
Może jednak powinien zadbać o siebie? O to, aby reszty życia nie spędzić za kratkami.
- Rozprawa została wyznaczona na 21 stycznia- powiedział Hinsman. Kiwnął głową potwierdzająco, chcąc pokazać, że jest spokojny. A przecież nie był. Czuł, jak w gardle rośnie mu milion niewypowiedzianych słów.
- Niech mi pan powie…- spojrzał na adwokata zmęczonym wzrokiem – To koniec, prawda? Nie mam szans?
Mężczyzna chrząknął po czym usiadł naprzeciw niego. Thomas chciał poznać prawdę, nawet najgorszą. Jeśli nic nie można było już zrobić, to pragnął tylko jednego. Żeby były bezpieczne- Louise i  Mia.
- Panie Hinsman- ponowił swoją prośbę, tym razem głębiej i dosadniej wpatrując się w źrenice Josepha.
- Jeśli nie znajdą się nowe dowody, czy choćby cień wątpliwości, to wyrok może być tylko jeden – odpowiedział tamten, siląc się wyraźnie na profesjonalny, bezemocjonalny ton.
Pierwszy raz bowiem Joseph Hinsman wyraźnie współczuł. Z reguły bronił zadufanych w sobie bogatych biznesmenów i ich nie mniej aroganckich potomków. Oczywiście, był profesjonalistą- nigdy nie dawał poznać po sobie, że sam najchętniej wsadziłby własnego klienta za kratki. Niemniej jednak podchodził do swoich obowiązków z chłodną głową. Potrafił oddzielać emocje od życia zawodowego niemal z doskonałą perfekcją.
Coś więc jednak nie zadziałało tak, jak zwykle, bo w tej chwili zwyczajnie zrobiło mu się żal tego chłopaka. Był niewinny- tak podpowiadało mu nieomylne dotąd adwokackie poczucie.  Cóż jednak z tego, skoro widocznie krył inną osobę i odmawiał składania zeznań, zaprzeczając jedynie swojej winie.
- Niech się pan zastanowi, panie Morgenstern- położył mu dłoń na wychudzonym ramieniu w niemal ojcowskim odruchu – Pan nie może tak skończyć. A jeśli nie powie pan całej prawdy, to nikt i nic tu już nie pomoże. Obaj dobrze o tym wiemy.
Thomas milczał. Podobnie zresztą, jak przez ostatnie kilka miesięcy. Nie było już odwrotu, nie potrafiłby wydać Louise, choć nie dostałaby nawet w połowie tak wysokiego wyroku. Nie byłaby przecież sądzona za morderstwo, tak jak teraz on.
Ale więzienie nie było odpowiednim miejscem dla kobiet, choć może zabrzmieć to seksistowsko. Przekonał się o tym na przykładzie Mii. Zgrywała twardą, wmawiała mu, że wymazała z pamięci tamte kilka tygodni. A jednak nie była już tą samą osobą. Louise skończyłaby podobnie, to nie ulegało wątpliwości.
- Pański przyjaciel zaraz tu przyjdzie- powiedział adwokat, ubierając na siebie płaszcz – Czekał na widzenie od kilku tygodni, ale nie zrezygnował.
Chwilę potem zaskrzypiały drzwi, a do środka pokoju widzeń niepewnie wsunął się Andreas. Usiadł na skraju krzesła i począł wpatrywać się w Thomasa z nieukrywanym przerażeniem.
- Co oni z tobą zrobili?
Morgenstern sam nie wiedział czemu, ale zaśmiał się. Szyderczo, choć uważniejszy słuchacz dodałby, że zaśmiał się ze zrezygnowaniem.
- Jak się czuje Mia?- zapytał, chcąc szybko zatrzeć nieprzyjemny temat. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak wygląda, z tego, że tracił kolejne kilogramy, że przekrwione oczy stały się wyraźnie zarysowane na szczupłej twarzy.
- Nie odpuszcza- wychrypiał przyciszonym głosem Andreas, tak aby strażnik stojący nieopodal, nie usłyszał treści rozmowy. Nastała chwilowa cisza, przerwana w końcu zdenerwowanym szeptem Koflera. – Thomas, do jasnej cholery! Wiem, że ją kochasz, wiem, że przysięgłem, że nic nie powiem, ale ja już tak nie mogę, rozumiesz? Louise musi odpowiedzieć za to, co robiła, za to, co chciała zrobić tobie. Nie wierzę, że to przypadek sprawił, że oskarżyli cię o morderstwo. To wszystko jest ze sobą powiązane, a ty nie powiedziałeś mi całej prawdy.
- Byli u ciebie- stwierdził pewnie w odpowiedzi blondyn.
- Tak. Mają nakaz aresztowania, amerykańska policja wpadła na jej trop.
Morgenstern wypuścił powietrze z płuc. Poruszał ramionami, bo dłonie zakute w kajdanki zaczęły mu już drętwieć.
- Nie wydałeś jej, prawda?- zapytał z nadzieją.
- Nie. Chciałem, ale sam nie wiem, gdzie jest. Straciłem z nią kontakt- przeczesał palcami wyraźnie za długą już grzywkę i uśmiechnął się niewinnie do pilnującego policjanta, który najwidoczniej niczego nie podejrzewał, bo zamiast dokładnie wsłuchiwać się w rozmowę, podziwiał widoki za oknem – Nie odzywa się od rozpoczęcia Turnieju Czterech Skoczni i mam przeczucie, że znowu się w coś wpakowała.

 
***

Louise nie mogła pozbyć się wrażenia, że brakuje jej tlenu i zaczyna się dusić. Niepamiętny już raz budziła się w środku nocy, zalana potem. Wtedy docierało do niej, że to wcale nie sen. Jawa była koszmarem, w dodatku takim, z którego nie było możliwości się wybudzić. Ponownie spróbowała poruszyć dłońmi i ponownie musiała pogodzić się z tym, że sznur był zawiązany mocno o precyzyjnie. Sama wpakowała się te kłopoty. Ale nie mogła przecież siedzieć bezczynnie i czekać na wyrok Thomasa. Dlatego zadzwoniła wtedy do Innauera. Obiecał, że jeżeli wróci do współpracy z nim i wróci do USA, to wyciągnie Thomasa z więzienia.
Skończyło się na poobijanych żebrach, zawiązanych rękach i zamknięciu w małym pokoju jego mieszkania. Jak mogła być tak naiwna? Oddała się prosto w jego ręce, a on mógł być teraz spokojny, że już nigdy nic nikomu nie powie.
- Najpierw odebrał mi rudą- syknął tamtego dnia do wysokiego, szczupłego chłopaka, którego twarzy nie widziała. Była zamroczona bólem i udawało się jej wyłapać tylko kilka zdań. – A potem udało mu się okręcić tą dziwkę wokół palca i uniknąć konsekwencji- tu zaśmiał się obleśnie i siłą postawił ją na nogi.
- Nie przewidziałaś jednego, złotko- mocno chwycił ją za podbródek i zmusił, aby patrzyła mu w oczy – Na tobie świat się nie kończy, a twój wspólnik dla ratowania własnej skóry zabił pana dyrektora.
Potem była już tylko ciemność.
Podniosła się z trudem z niskiego łóżka i z całej siły rzuciła się na drzwi. Poczuła piekący ból, jednak wejście nawet drgnęło. Rozpędziła się więc mocniej, aż drzwi wypadły razem z zawiasami. Rozglądnęła się niepewnie.
Tak. Inteligentny Mario nawet nie kazał jej pilnować.
 
***
 
Wszystko psuję, ale przynajmniej jesteśmy już prawie na końcu.
I tak w ramach podpowiedzi: Gredzio w roli mordercy nigdy mnie nie przekonał i nie przekona, więc... Kombinujcie ;)


niedziela, 12 stycznia 2014

9. Cienie przeszłości

 
Inauguracyjny konkurs Turnieju Czterech skoczni odbył się jak zwykle z wielkim rozmachem. Ludzie spragnieni zaciętej rywalizacji, sportowej walki tłumnie przybywali pod skocznię w Oberstdorfie, dzierżąc w dłoniach flagi swoich reprezentacji. Faworytów od dawna było kilku, a odkąd jednego z nich zamknięto w więzieniu, grono to zmniejszyło się do zaledwie czterech osób. Dwóch Austriaków, Szwajcar i Polak. Kibice z wielkimi nadziejami czekali na występ swoich ulubieńców,  na to, aby mogli głośno odśpiewać hymn i przez długi czas cieszyć się wygraną.
Mia nie miała najmniejszej ochoty na przyjazd do Niemiec, na kolejne pełne pytań spojrzenia zawodników i dziennikarzy. Ale nie potrafiła odmówić Koflerowi, który uparł się jak osioł i twierdził, że musi zmienić otoczenie na jakiś czas. Może miał rację? Rzeczywiście ostatnio była na skraju załamania, bo w sprawie Thomasa nic nie zmieniało się na lepsze. Czekał na dzień rozprawy, która miała być już tylko formalnością, bo wszystko przemawiało na jego nie korzyść. Brak alibi, obciążające zeznania Gregora i coś, co on sam ukrywał.
- Mia, musisz trochę od tego wszystkiego odpocząć- powiedział Andreas, przyglądając się jej z troską – Nie pomożemy mu, jeśli sami się wykończymy.
- Andi, dziękuję- wyszeptała
- Za co?
- Za to, że jesteś, za to, że nie stchórzyłeś jak inni- wzięła głęboki oddech, bo poczuła, że w spojówkach zaczynają się jej zbierać piekące łzy. Nie mogła płakać, nie mogła pokazać, że jest słaba. Musiała pomóc Thomasowi, tak, jak on pomógł jej przed kilkoma laty.
Doskonale pamiętała tamten dzień. Mario kazał jej razem z kilkoma mężczyznami napaść na pewną kobietę. Wyjęła broń zza paska od spodni i zaczęła skradać się w stronę drobnej blondynki. Już, już prawie przykładała lufę pistoletu do jej skroni, gdy wokół rozległ się huk, a chwilę potem dwóch policjantów rzuciło ją na ziemię i zakuło w kajdanki.
Potem mogła wykonać jeden telefon. Bez zawahania zadzwoniła do Innauera, zanosząc się histerycznym płaczem. ‘Mam teraz inne problemy. Mogłaś uważać’- powiedział tylko i tyle go słyszała. Przez pewien czas łudziła się, że jej pomoże. Niestety, za naiwność płacimy często bardzo wysoką cenę. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Nie miała pieniędzy, żeby zapłacić kaucję, którą wyznaczono, bo wszystkie oszczędności trzymała na koncie  Innauera.  Dlatego poprosiła o pomoc Thomasa. On nie szukał wymówek, nie zbywał jej. Zjawił się już po kilku dniach i zapłacił niemałą sumę. Najpierw jednak postawił jeden warunek: miała wrócić z nim do Austrii i zapomnieć o Innauerze.
Zrobiła to, choć kilka miesięcy później bardzo żałowała. „Nieznani sprawcy” napadli na Thomasa, czego chłopak o mało nie przepłacić życiem. Prosiła, błagała, żeby zgłosił sprawę na policję, bo była pewna, że stał za tym Mario. Tylko, że Morgenstern nie chciał tego zrobić przez wzgląd na dawne czasy, na przyjaźń, jaka ich łączyła. Powiedział, że załatwi to po swojemu.
Wiedziała tylko, że jakiś czas potem spotkał się z Innauerem. Nigdy nie poznała treści ich rozmowy, bo nigdy potem nie widziała już swojego byłego chłopaka. Aż do zeszłego tygodnia, kiedy to zjawił się w jej mieszkaniu.
Wczorajsze treningi nie były dla niego udane i jeśli ktoś robił sobie nadzieję na udany powrót skoczka, to będzie musiał gorzko się zawieść. Mia podejrzewała, że z tak słabymi skokami Alexander nawet nie dopuści go do kwalifikacji. I tak musiał zostawić jednego z zawodników, na „rezerwowego”, a wiadome było, że zawsze zostaje nim ten najsłabszy.
Może dlatego wpadła w furię, gdy po wieczornym spotkaniu drużyny do jej pokoju wszedł Kofler z miną zbitego psa i powiedział jej o nowym, wspaniałym pomyśle selekcjonera reprezentacji.
- Co się stało? – zapytała podejrzliwie
- Będę oglądał konkurs z trybun- prychnął – Wstawili na moje miejsce Innauera! A przecież podczas treningów skakał gorzej niż przedskoczkowie!
W głowie Engel zapaliła się czerwona lampka. To było naprawdę dziwne. Dlaczego Pointner miałby rezygnować z Koflera, który był jednym z faworytów i wystawiać w konkursie tego nieudacznika? Przecież od zawsze robił wszystko, aby drużyna osiągnęła jak najlepsze wyniki.
- Rozmawiałeś z Pointnerem?
- Powiedział, że zadecydowały detale- wychrypiał Andreas, siadając ze zrezygnowaną miną na krześle – Tylko od kiedy 10 metrów krótsze skoki nazywa się detalami?
No, właśnie panie Alexandrze? Od kiedy?
 
***
Konferencja prasowa po konkursie, który wygrał Stefan Hula nie była miłym przeżyciem dla Alexandra Pointnera.  Faworyzowany Gregor Schlierenzauer znalazł się w drugiej dziesiątce, podobnie jak reszta austriackich zawodników. Nie wspominając już o powracającej "gwieździe" tego sportu – Mario Innauerze, który zakończył występ na pierwszej serii. Po takich wynikach stawienie czoła dziennikarzom, wiecznie spragnionym sukcesu, było wielkim wyzwaniem.
- Dlaczego w składzie nie znalazł się Andreas Kofler?- zapytał jeden z reporterów, a on poczuł jak kilkanaście par oczu patrzy na niego z nieukrywanym zaciekawieniem.
- Andreas nie jest w zbyt dobrej formie psychicznej- zełgał szybko, pilnując się jednocześnie, aby jego głos nie przybrał zbyt nerwowego tonu.
Niektórzy spojrzeli na niego z podejrzliwością, ale on wziął sobie za punkt honoru, aby wytrwać to oczekiwanie z pokerową miną.
- A jeśli chodzi o sprawę Thomasa Morgensterna? Wierzy pan w jego winę?
Zamarł na chwilę, ale ocknął się szybko, gdy w tłumie dostrzegł Jego wzrok- zimny, przenikający do szpiku kości.
- Nie będę bawił się w prokuratora- odparł – W każdym razie, współczuję Thomasowi- to w końcu mój podopieczny.
Szyderczy uśmiech, który posłał mu tamten przyprawił go o dreszcze. Nie bał się jednak, bowiem wykonał zadanie- wszyscy uważali go za miłosiernego, współczującego człowieka, który jest czysty jak łza i dba o honor drużyny. Modlił się w duchu jeszcze przez chwilę, aby nikomu nie przyszło do głowy, aby pytać go o inne decyzje.
Zgrywał odważnego. A przecież wybór, jakiego dokonał jednoznacznie pokazywał strach przed Nim. Owszem, bał się. Bał się o życie swoje, swoich bliskich. A nie zanosiło się na to, aby ta sytuacja miała się pozytywnie rozwiązać. Znalazł się w ślepej uliczce, a  w jej zaułku czyhał Mario Innauer.
 
***
Króciutko, jak zawsze. Ale już nie długo do końca, wiecie?