Kiedy łzy spływają po
twojej twarzy
Kiedy tracisz coś, czego nie możesz niczym zastąpić
Kiedy kogoś kochasz, ale wszystko idzie na marne
Czy mogłoby być gorzej?
Światła zaprowadzą cię do domu
I wzniecą ogień w twoich kościach
A ja spróbuję cię naprawić
Kiedy tracisz coś, czego nie możesz niczym zastąpić
Kiedy kogoś kochasz, ale wszystko idzie na marne
Czy mogłoby być gorzej?
Światła zaprowadzą cię do domu
I wzniecą ogień w twoich kościach
A ja spróbuję cię naprawić
***
Tego dnia mroźny wiatr kołysał drzewami
i przenikał do szpiku kości. Naciągnął więc mocno czapkę na uszy i wtulił twarz
w wełnianym szaliku. Co jakiś czas rozglądał się wokoło i uspokojony znów
opierał się o drzwi samochodu. Ciekawscy dziennikarze byli ostanią rzeczą, na
jaką chciałby się teraz natknąć, choć musiał przyznać, że w ostanim czasie dali
mu trochę więcej prywatności.
Powinien się cieszyć, prawda?
Co jakiś czas przez myśli przepływała mu
fala wątpliwości, pomieszana z niepewnością. Nie wiedział, czy to, co miał
zrobić jest słuszne. Wszyscy odradzali mu, nazywając go idiotą, tylko nie ta,
po której najbardziej się tego spodziewał. Mia Engel zmieniła się. Nie była już
tą samą porywczą dziewczyną, gotową na każde szaleństwo. Zaczęła podchodzić do
życia z pewną rozwagą.
- Nie zostawiaj jej- powiedziała pewnie,
gdy wyznał jej, co zamierza zrobić. To,
co zdarzyło się prawie rok temu wpłynęło na każdego z jego otoczenia. Może po
prostu zaczęli doceniać najmniejszą, normalną chwilę.
Automatyczna brama uchyliła się
nieznacznie, a potem ujrzał jej sylwetkę. Przygarbiona, z torbą
przerzuconą przez jedno ramię wyszła niepewnie przed budynek amerykańskiego więzienia. Gdy
wejście zamknęło się za nią, nie ruszyła się nawet o centymetr. Była
zagubiona- dostrzegał to nawet z daleka. Serce zaczęło mu bić, jak oszalałe.
Nie potrafił dłużej czekać, patrzeć na nią bez choćby cienia reakcji. Postawił
kilka kroków w jej stronę, czując, jak nogi miękną mu z nadmiaru emocji.
- Louise…- wychrypiał.
Podniosła na niego wzrok pełen
przeraźliwego smutku, aż przeszły go dreszcze. Uśmiechnęła się blado, a po jej
wychudzonym policzku popłynęło kilka łez. Nieśmiało przybliżył się do niej, by
już po chwili zamknąć ją szczelnie w swoich ramionach, wdychając zapach jej
skóry.
- Czekałeś- wyszeptała, a on pokiwał
głową, usilnie zaciskając powieki. Nie chciał płakać, to miała być szczęśliwa
chwila. Gładził opuszkami palców kosmyki jej włosów, potem szyję i nieznacznie
odkryty dekolt.
Oczywiście, że czekał. Czekał te
cholerne 10 miesięcy, bo kochał ją do szaleństwa. Nie powiedział jednak teraz
tego, całując ją zachłannie w usta. Doskonale pamiętał dzień swojej rozprawy, to jak pogodzony ze swoim losem czekał na wyrok. Nagły głos sędziego, który wezwał na świadka Louise, sprawił, że przeszły go dreszcze. Nie chciał, aby się dla niego poświęcała... A ona przyszła... Przyszła i opowiedziała o wszystkim, o każdej, nawet maleńkiej tajemnicy. Doskonale wiedziała, że nie uniknie więzienia.
A on czekał... Nie był w stanie o niej zapomnieć i jej zostawić!
Wpił się stanowczo w jej wargi, które tak jak kiedyś smakowały cytrusowym błyszczykiem. Moczyła mu kurtkę coraz obfitszymi łzami.
A on czekał... Nie był w stanie o niej zapomnieć i jej zostawić!
Wpił się stanowczo w jej wargi, które tak jak kiedyś smakowały cytrusowym błyszczykiem. Moczyła mu kurtkę coraz obfitszymi łzami.
- Wracajmy do domu- wychrypiał wreszcie,
świadom całkowicie znaczenia swoich słów. Dom. Ich wspólny dom, który miał
zamiar stworzyć i naprawiać ich wszystkie dotychczasowe błędy.
Chyba na tym polega miłość. Na tym, aby
trwać przy drugiej osobie do końca, bez względu na przeszłość.
***
- Cholera jasna! Kofler, twój zapchlony
kocur znowu obsikał moje buty!
Engel odepchnęła nogą futrzaka o wdzięcznym imieniu Ville, które nadane zostało mu niedawno z powodów oczywistych. Nie mogli przecież pozwolić, by inteligentny zwierzak nazywał się tak samo, jak odsiadujący wyrok były trener kadry. Andreas mimowolnie zaśmiał się pod nosem, co nie umknęło uwadze Mii. Popatrzyła na niego z wyraźną dezaprobatą, by po chwili czule pocałować go w policzek.
- Nie zasłużyłem na nic więcej?- zapytał
przekornie, za co dziewczyna boleśnie dźgnęła go w żebro. Jednak już chwilę
później jej wargi dotknęły warg chłopaka, a dłonie zaczęły wędrówkę po jego torsie,
schodząc coraz niżej. Nakreśliła opuszkami palców na jego brzuchu kilka okręgów i zadziornie chwyciła go za szlufkę od spodni, przyciągając bliżej siebie.
Byli dziwną parą, tak bardzo
niedopasowaną, że niektórzy uznawali za cud ich wspólne życie. Charakterna
Engel owinęła sobie Andreasa wokół palca tak, jak wszystkich przed nim. Z jedną
tylko różnicą- jemu wcale to nie przeszkadzało. Kochał tego rudzielca, był
gotów zrobić dla niego wszystko.
A rudzielec?
Rudzielec nareszcie odnalazł swoje
miejsce na tym poplątanym świecie. I nauczył się odróżniać młodzieńczą,
przyjacielską fascynację Thomasem od prawdziwego uczucia. Cóż z tego, że często
( a właściwie codziennie) Kofler i jego miauczący współlokator drażnili ją
niemiłosiernie? Cóż z tego, skoro pierwszy raz, tak całkowicie naprawdę na kimś
jej zależało.
Wplotła palce w czarne włosy chłopaka i
położyła głowę na jego ciepłym ramieniu.
- Kocham cię- mruknął kuszącym tonem
prosto do jej ucha. Po ciele rozeszły się jej przyjemne dreszcze. Zaśmiała się
perliście, aż po pomieszczeniu rozeszło się echo.
Miłość. Coś, co teraz czuła, czym była
otoczona, co dostała w prezencie.
Może życie wcale nie jest takie złe?
Jeju... Nie wierzę, że udało mi się to skończyć. Możecie być pewne, że już nigdy nie napiszę żadnego "kryminału", bo po prostu się do tego nie nadaję- sama o mało nie zgubiłam się w tych intrygach.
Od początku pisania tego opowiadania prześladowała mnie chęć, aby kogoś uśmiercić ( oprócz Hoffera). Próbowałam ją zwalczyć i udało się, choć moim zdaniem w konsekwencji to zakończenie stało się bardzo naiwne i przesłodzone.
Więc tym bardziej dziękuję Wam kochane, że byłyście tutaj ze mną, czekałyście na każdy rozdział i próbowałyście rozwikłać intrygi.
Buziaki :*
PS: Te czytelniczki, które nie mają mnie dość zapraszam na opowiastkę o skocznych braciach Kot pilnuj-mnie.blogspot.com
THE END