Kiedy łzy spływają po
twojej twarzy
Kiedy tracisz coś, czego nie możesz niczym zastąpić
Kiedy kogoś kochasz, ale wszystko idzie na marne
Czy mogłoby być gorzej?
Światła zaprowadzą cię do domu
I wzniecą ogień w twoich kościach
A ja spróbuję cię naprawić
Kiedy tracisz coś, czego nie możesz niczym zastąpić
Kiedy kogoś kochasz, ale wszystko idzie na marne
Czy mogłoby być gorzej?
Światła zaprowadzą cię do domu
I wzniecą ogień w twoich kościach
A ja spróbuję cię naprawić
***
Tego dnia mroźny wiatr kołysał drzewami
i przenikał do szpiku kości. Naciągnął więc mocno czapkę na uszy i wtulił twarz
w wełnianym szaliku. Co jakiś czas rozglądał się wokoło i uspokojony znów
opierał się o drzwi samochodu. Ciekawscy dziennikarze byli ostanią rzeczą, na
jaką chciałby się teraz natknąć, choć musiał przyznać, że w ostanim czasie dali
mu trochę więcej prywatności.
Powinien się cieszyć, prawda?
Co jakiś czas przez myśli przepływała mu
fala wątpliwości, pomieszana z niepewnością. Nie wiedział, czy to, co miał
zrobić jest słuszne. Wszyscy odradzali mu, nazywając go idiotą, tylko nie ta,
po której najbardziej się tego spodziewał. Mia Engel zmieniła się. Nie była już
tą samą porywczą dziewczyną, gotową na każde szaleństwo. Zaczęła podchodzić do
życia z pewną rozwagą.
- Nie zostawiaj jej- powiedziała pewnie,
gdy wyznał jej, co zamierza zrobić. To,
co zdarzyło się prawie rok temu wpłynęło na każdego z jego otoczenia. Może po
prostu zaczęli doceniać najmniejszą, normalną chwilę.
Automatyczna brama uchyliła się
nieznacznie, a potem ujrzał jej sylwetkę. Przygarbiona, z torbą
przerzuconą przez jedno ramię wyszła niepewnie przed budynek amerykańskiego więzienia. Gdy
wejście zamknęło się za nią, nie ruszyła się nawet o centymetr. Była
zagubiona- dostrzegał to nawet z daleka. Serce zaczęło mu bić, jak oszalałe.
Nie potrafił dłużej czekać, patrzeć na nią bez choćby cienia reakcji. Postawił
kilka kroków w jej stronę, czując, jak nogi miękną mu z nadmiaru emocji.
- Louise…- wychrypiał.
Podniosła na niego wzrok pełen
przeraźliwego smutku, aż przeszły go dreszcze. Uśmiechnęła się blado, a po jej
wychudzonym policzku popłynęło kilka łez. Nieśmiało przybliżył się do niej, by
już po chwili zamknąć ją szczelnie w swoich ramionach, wdychając zapach jej
skóry.
- Czekałeś- wyszeptała, a on pokiwał
głową, usilnie zaciskając powieki. Nie chciał płakać, to miała być szczęśliwa
chwila. Gładził opuszkami palców kosmyki jej włosów, potem szyję i nieznacznie
odkryty dekolt.
Oczywiście, że czekał. Czekał te
cholerne 10 miesięcy, bo kochał ją do szaleństwa. Nie powiedział jednak teraz
tego, całując ją zachłannie w usta. Doskonale pamiętał dzień swojej rozprawy, to jak pogodzony ze swoim losem czekał na wyrok. Nagły głos sędziego, który wezwał na świadka Louise, sprawił, że przeszły go dreszcze. Nie chciał, aby się dla niego poświęcała... A ona przyszła... Przyszła i opowiedziała o wszystkim, o każdej, nawet maleńkiej tajemnicy. Doskonale wiedziała, że nie uniknie więzienia.
A on czekał... Nie był w stanie o niej zapomnieć i jej zostawić!
Wpił się stanowczo w jej wargi, które tak jak kiedyś smakowały cytrusowym błyszczykiem. Moczyła mu kurtkę coraz obfitszymi łzami.
A on czekał... Nie był w stanie o niej zapomnieć i jej zostawić!
Wpił się stanowczo w jej wargi, które tak jak kiedyś smakowały cytrusowym błyszczykiem. Moczyła mu kurtkę coraz obfitszymi łzami.
- Wracajmy do domu- wychrypiał wreszcie,
świadom całkowicie znaczenia swoich słów. Dom. Ich wspólny dom, który miał
zamiar stworzyć i naprawiać ich wszystkie dotychczasowe błędy.
Chyba na tym polega miłość. Na tym, aby
trwać przy drugiej osobie do końca, bez względu na przeszłość.
***
- Cholera jasna! Kofler, twój zapchlony
kocur znowu obsikał moje buty!
Engel odepchnęła nogą futrzaka o wdzięcznym imieniu Ville, które nadane zostało mu niedawno z powodów oczywistych. Nie mogli przecież pozwolić, by inteligentny zwierzak nazywał się tak samo, jak odsiadujący wyrok były trener kadry. Andreas mimowolnie zaśmiał się pod nosem, co nie umknęło uwadze Mii. Popatrzyła na niego z wyraźną dezaprobatą, by po chwili czule pocałować go w policzek.
- Nie zasłużyłem na nic więcej?- zapytał
przekornie, za co dziewczyna boleśnie dźgnęła go w żebro. Jednak już chwilę
później jej wargi dotknęły warg chłopaka, a dłonie zaczęły wędrówkę po jego torsie,
schodząc coraz niżej. Nakreśliła opuszkami palców na jego brzuchu kilka okręgów i zadziornie chwyciła go za szlufkę od spodni, przyciągając bliżej siebie.
Byli dziwną parą, tak bardzo
niedopasowaną, że niektórzy uznawali za cud ich wspólne życie. Charakterna
Engel owinęła sobie Andreasa wokół palca tak, jak wszystkich przed nim. Z jedną
tylko różnicą- jemu wcale to nie przeszkadzało. Kochał tego rudzielca, był
gotów zrobić dla niego wszystko.
A rudzielec?
Rudzielec nareszcie odnalazł swoje
miejsce na tym poplątanym świecie. I nauczył się odróżniać młodzieńczą,
przyjacielską fascynację Thomasem od prawdziwego uczucia. Cóż z tego, że często
( a właściwie codziennie) Kofler i jego miauczący współlokator drażnili ją
niemiłosiernie? Cóż z tego, skoro pierwszy raz, tak całkowicie naprawdę na kimś
jej zależało.
Wplotła palce w czarne włosy chłopaka i
położyła głowę na jego ciepłym ramieniu.
- Kocham cię- mruknął kuszącym tonem
prosto do jej ucha. Po ciele rozeszły się jej przyjemne dreszcze. Zaśmiała się
perliście, aż po pomieszczeniu rozeszło się echo.
Miłość. Coś, co teraz czuła, czym była
otoczona, co dostała w prezencie.
Może życie wcale nie jest takie złe?
Jeju... Nie wierzę, że udało mi się to skończyć. Możecie być pewne, że już nigdy nie napiszę żadnego "kryminału", bo po prostu się do tego nie nadaję- sama o mało nie zgubiłam się w tych intrygach.
Od początku pisania tego opowiadania prześladowała mnie chęć, aby kogoś uśmiercić ( oprócz Hoffera). Próbowałam ją zwalczyć i udało się, choć moim zdaniem w konsekwencji to zakończenie stało się bardzo naiwne i przesłodzone.
Więc tym bardziej dziękuję Wam kochane, że byłyście tutaj ze mną, czekałyście na każdy rozdział i próbowałyście rozwikłać intrygi.
Buziaki :*
PS: Te czytelniczki, które nie mają mnie dość zapraszam na opowiastkę o skocznych braciach Kot pilnuj-mnie.blogspot.com
THE END
Mia i Kofi <3 Dziękuję Ci za nich, są najbardziej kochaną parą pod słońcem.
OdpowiedzUsuńZ prawdziwym komentarzem przybędę nieco później, na razie tylko chciałam dać upust mojej radości :D
Ciężko mi się rozstawać z tą historią, naprawdę ciężko. Jak nie przepadam za Austriakami w roli głównej, to tutaj pasowali jak ulał i dzięki temu mogło mi się krajać serce, kiedy patrzyłam na Morgiego, mógł mi się otwierać nóż w kieszeni, kiedy pojawiał się Pointner/Gregor/Mario i co najważniejsze mogłam - z malutką chwilą, kiedy w niego zwątpiłam i byłam skłonna uznać za złego - lubić Kofiego, którego w sumie darzę dość duża dawką sympatii, jak na Auta. Dlatego pokochałam każdą Twoją postać z tej historii, bo lubiłam tych, których mogłam lubić i nie znosiłam tych, których nie znoszę. W dodatku obie panie miały niezwykle wyraziste charakterki i choc do Louise przekonałam się dopiero pod koniec, ale za to przekonałam się do niej w pełni. Mię natomiast wielbiłam i podziałam od początku, ale wcześniej chciałam byłam pewna, że ona podkochuje się w Morgim i chciałam widzieć ich razem, ale z biegiem czasu zmieniłam zdanie i dlatego tak mi się niesamowicie spodobała ta końcówka, bo Morgi i Louise pokazali siłę swojej miłości. Najpierw ona przychodząc na rozprawę i wyznając wszystko pokazała, jak jej na nim zależy, i że Thomas nie rujnował sobie życia dla iluzji, ale dla prawdziwego, szczerego uczucia. Później on, czekając na nią przez ten cały czas i pozwalając, aby w końcu mogli sobie ułożyć razem życie. No i Mia, która uświadomiła sobie, że Thomas to tyko wspaniały przyjaciel, że nie kocha go, tylko jest z nim mocno związana, ale nie tak jak sobie wmawiała - czyli jednak się w nim 'podkochiwała' - i wiąże się z Koflerem. Takkkkkkk :D On miał do niej słabość, co pokazał już w tym rozdziale z Pointerem-kotem, który teraz został kotem-Ville. Zawsze był, kiedy go dziewczyna potrzebowała i dobrze, że ona w końcu potrafiła to docenić. Ich wspólna scena była po prostu cudowna. W dodatku taka zabawna.
UsuńDziękuję Ci za ten epilog z happy endem i za całą tę historię, bo była niezwykła i zmuszała do myślenia, kombinowania i łączenia faktów. Uwielbiam czytać kryminały, a połączenie kryminału ze skocznym ff to po protu coś niesamowitego. Dlatego czuję się niepocieszona jedynie tym, że nie przypadło Ci do gustu pisanie kryminałów, ale ponieważ kocham wszystko w Twoim wydani, to będę czytała również niekryminały. Dlatego do zobaczenia na innych blogach.
U Axu, którego wciąż nie mogę skomentować, bo każde wejście na bloga kończy się wpatrywaniem się w jego zdjęcie :D
Świetnie wymyślało się intrygi, ale gorzej było z tym, aby je sensownie połączyć. Dlatego było to odrobinę męczące, ale za to niesamowitą frajdę sprawiało mi czytanie Waszych domysłów, oskarżeń ( biedny Świniak, który przez większość niemal od razu został okrzyknięty mordercą).
UsuńDlatego cieszę się, że mimo wszystko to się podobało :)
Dziękuję bardzo i pozdrawiam :*
Kocham happy endy <3 A związek Mii i Koflera uszczęśliwia mnie do tego stopnia, że chyba dziś nie zasnę xd
OdpowiedzUsuńChyba każdy z nas kocha happy, ale nie mogą być przedawkowywane ;) A tutaj... Chyba nie potrafiłam im zrujnować życia.
UsuńDziękuję za obecność i komentowanie :)
Bede plakac ze to juz koniec. Ale ten epilog jest taki jaki powinien byc. Tyle przeszli wiec nalezy im sie ten przeslodzony(Twoim zdaniem!) Happy end. Mia z Koflerem! Morgi z Louise, no prosze. Ladnie sie porobilo. Serdecznie pozdrawiam i moze bys chciala wpasc na cos o Wellingerze?
OdpowiedzUsuńCzekam na nowosci na innych blogach.! ;)
Inszaaaa
Nie ma co płakać ;) Do Ciebie wpadnę, jakże by inaczej, tylko muszę najpierw domknąć parę ważnych spraw zanim oddam się w sidła bloggera ;)
UsuńDziękuję i pozdrawiam :*
Wiesz, jak ja cię kocham? ♥ Miałam akurat przed chwilą największą fazę na oglądanie zdjęć Ville i się skończyły. Dlaczego w internecie jest tak mało zdjęć Ville? :c No cóż, mimo wszystko zaczęłam czytać i potem czytam to ♥ Kofi wiesz, że ja cię kiedyś nie lubiłam? :C Ale teraz cię kocham :3
OdpowiedzUsuńKochamy happy endy ♥
(nawet nie wiesz, jak się teraz uśmiecham do monitora. Dobrze, że jest noc i nikt nie widzi, bo uznali mnie za wariatkę :D zresztą oni już mnie mają za nie pełno rozumu, ale to szczegół)
Ja też kocham happy endy, ale nie na moich blogach... Ale tu nie potrafiłam zrobić inaczej, choć na przez chwilę miałam chęć uśmiercić Louise i tym samym skazać Thomasa na więzienie. Na szczęście (?) dość szybko porzuciłam tę myśl ;)
UsuńDla mnie możesz pisać kryminały, romanse i komedie! Wszystko jest idealne!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ta historia kończy się szczęśliwie, bo na to zasługiwała, dość w niej było nieszczęść. Dobrze, że Thomas czekał na Louise, jeszcze lepiej, że Mia i Kofler są razem. Uzupełniają się idealnie!
Dziękuję i będę na kotach. Pozdrawiam :)
Ja dziękuję bardzo za miłe słowa i za to, że spodobał wam się ten słodki koniec.
UsuńPozdrawiam :*
Ja tam lubię happy end'y. I bardzo się cieszę, że ta historia tak się kończy, bo Thomas, Lou, Mia i Kofler po tym co przeszli, zasługiwali na szczęście.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Trafiłam tu dosyć późno, ale nie żałuję.
Pozdrawiam :)
Zasługiwali na szczęście, owszem :) Dziękuję i pozdrawiam :*
UsuńWiesz, co Ci powiem? Jedno wielkie UFF...
OdpowiedzUsuńBo przecież nie można było mieć pewności, że ten happy end się jednak pojawi. Ale jest. I bardzo dobrze.
Powiem Ci szczerze, że nie spodziewałam się, że Louise może się tak zmienić na lepsze. I nie spodziewałam się też, że Mia może się - no co tu dużo mówić - odkochać. Ale jednak. Wciąż nas zaskakujesz. I to jest fantastyczne.
No kot Pointner to faktycznie nie za szczęśliwe imię - ale jak się tak teraz zastanawiam to nawet mógł być jeden z czynników oddalających podejrzenia od Pointnera (człowieka w sensie ;P).
O Kotkach oczywiście czytam, nie ma, że nie. Ale wiesz, chętnie bym się też dowiedziała, co tam słychać u zesłanych ;)
buziaki :**
Zesłani chyba się na mnie obrazili, bo za nic nie potrafię skończyć nowego rozdziału. Może trochę weny pojawi się po konkursach w Willingen ;)
UsuńDziękuję i pozdrawiam :*
Przepraszam za brak komentarzy w ostatnim czasie, trochę trudno było mi nadążyć za moim życiem, ale teraz kiedy w końcu znalazłam czas przeczytałam sobie to opowiadanie jeszcze raz od początku i absolutnie nadajesz się do tworzenia kryminałów.
OdpowiedzUsuńŚwietnie skonstruowałaś fabułę, stopniowałaś informację i kierowałaś podejrzenia na różne osoby. Wątki poboczne tej historii dodawały jej niesamowitego klimatu, nie był to taki suchy kryminał ale prawdziwie mistrzowska opowieść w Twoim niepowtarzalnym stylu.
A zakończenie... myślę, że na to ci bohaterowie zasłużyli.
Dziękuję Ci za to opowiadanie i pozdrawiam. ;*
Dziękuje bardzo za miłe słowa i ciesze się, że mimo wszystko przeczytałaś :)
UsuńPozdrawiam :*
Kryminały mają to do siebie, że na próżno szukać w nich szczęśliwych zakończeń. Tym bardziej cieszę się, że Ty postanowiłaś inaczej. Dałaś szansę bohaterom na szczęście i wynagrodziłaś im te ciężkie chwile jakie przeżyli.
OdpowiedzUsuńWiesz w poprzednim rozdziale też miałam takie wrażenie, że za chwile ktoś wpadnie i zastrzeli biedną Louise. Nie czytam zbyt dużo kryminałów, ale gdyby na podstawie twojego opowiadania nakręcono film to coś mi mówi, że właśnie taki koniec czekałby dziewczynę. Dobrze, że przemogłaś w sobie tę chęć kolejnego uśmiercenia.
Nie komentowałam każdego rozdziału, ale musze się przyznać że i ja uległam zbiorowemu osądowi nad Gregorem. Już widziałam go za kratkami, pięknie by tam pasował z tym swoim nadętym charakterem. Pewnie by go tak trochę utemperowali :D
A tymczasem trzeba się przyznać do błędu, przeprosić.
Szkoda, że to opowiadanie się skończyło. Chciałabym jeszcze coś poczytać Twojego w tym właśnie stylu, bo wbrew własnemu poglądowi – w pełni się do tego nadajesz. Mam nadzieje, że zmienisz swój stosunek do kryminału i jeszcze nam coś takiego zaserwujesz.
Dziękuje za tę historię i gratuluje jej świetnego napisania.
Pozdrawiam Marzycielka
PS. http://the--bittersweet--life.blogspot.com -----> nowość, gdybyś miała ochotę :)
Rola Gregora była oczywista- miał Was wprowadzić błąd, a przy dość powszechnej niechęci do niego, było to w miarę proste. Później jednak zdecydowana większość czytelniczek zrezygnowała z tego tropu, co tylko świadczy o ich "detektywistycznych umiejętnościach" ;)
UsuńDziękuję bardzo za miłe słowa i pozdrawiam :*
No to tak jak być powinno, czyli szczęśliwe zakończenie.
OdpowiedzUsuńChcę Ci podziękować za tą historię, bo naprawdę mocno związałam się z tymi bohaterami. Uwielbiam Austriaków, więc gdy tylko zobaczył, jakich bohaterów umieściłaś w tym opowiadaniu, od razu postanowiłam to czytać. Do tego kryminał... Ostatnio mam taką wielką chęć na czytanie kryminałów, więc tym bardziej się skusiłam.
Mia ma niesamowity charakter i zawsze walczy o swoje, przy czym dba i chroni swoich przyjaciół, i pomaga im jak tylko może.
Thomasa było mi naprawdę szkoda, bo nic nie zrobił, i siedział za niewinność.
Louise mi się nie podobała, bo oszukiwała i kłamała, ale potem się do niej przekonałam. A teraz tworzą piękną parę z Thomasem...
Andreas był od początku miły i potulny. I dobrze, że zmienił imię swojego kota.
Gregor - nie lubił Thomasa (tak to odczytałam), nie wiedział nic o całej sprawie, mimo to zwalił na niego całą winę.
A Mario... To Mario. Nikogo nie lubił i wszystkich chciał zniszczyć.
Pointner... Na niego szkoda mi słów. To, co zrobił, to już w ogóle jest straszne, więc, naprawdę...
A teraz:
Thomas naprawdę kochał Louise, i dalej ją kocha, bo czekał na nią, mimo wszystko. On pomógł jej, ona jemu i teraz mogą być ze sobą, szczęśliwi.
A panna Engel w końcu zaznała prawdziwej miłości, rodem z romansideł. Już nie podkochuje się w Thomasie, tylko ma przy sobie wspaniałego mężczyznę.
DZIĘKUJĘ JESZCZE RAZ i Pozdrawiam! :)
To ja dziękuję bardzo, że miałyście cierpliwość do tej historii, moich pomysłów, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Ta miłość rodem z romansideł jest idealnym określeniem. Właśnie o takie coś mi chodziło, o zasłodzenie tego wszystkiego, co wszyscy musieli tutaj przejść :)
UsuńPozdrawiam :*
piękne zakończenie tej niezwykłej historii :) miłość Tomasa okazało się silniejsza niż wyrządzone przez Louise zło, a Mia znalazła prawdziwą miłość. mam tylko nadzieję, że Morgenstern i Engel nie cieszą się swoim szczęściem oddzielnie, a nadal są przyjaciółmi :)
OdpowiedzUsuńCieszą się razem, nie miałam już po prostu jak wstawić ti uch wspólnej sceny :)
UsuńDziękuję za miłe słowa i pozdrawiam :*
Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie chciałam po prostu napisać na koniec tylko dwóch słówek.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że ten Pointner za
kratkami wzbudził moją obrzydliwie
nieprzyzwoitą satysfakcję, po cichu
liczę, że to nie jakieś dziesięć latek
tylko dłużej. Do końca nie
zrozumiałam, po co ten debil zabijał
Hoffera. Powód zastraszenia i lęku
przed zwolnieniem ze stanowiska
wydaje mi się za słaby. Przecież to też
człowiek. Pomińmy, że co najmniej trzy
razy w tym sezonie miałam ochotę
dołączyć do listy chętnych na
pozbawienie życia szefa FIS-u, ale to
już czysto skoczne sprawy.
Wracając paradoksalnie to zabójstwo
można jeszcze wybaczyć, można na
tle tego co ten idiota zrobił Morgiemu.
Jak go pozbawił tak długiej części
sezonu i życia. Jak już na zawsze
przywiesił mu łatkę oskarżonego o
morderstwo. Czegoś takiego jest się cholernie trudno pozbyć, tym bardziej gdy jest się znanym człowiekiem.
W każdym razie Alex za kratkami, (dopisuję sobie, że w towarzystwie Mario) i świetnie.
A teraz z milszej strony, strasznie się cieszę z decyzji Morgiego. O ile nienawidziłam Louise, cały czas uważałam ją za najgorsze zło to teraz. To jak Thomas na nią czekał, jak trudził się podejmując decyzję czy to się opłaca. Ale został, ich uczucie okazało się najsilniesze na świecie, dziewczyna dostała tylko rok odsiadki. Pozostaje życzyć im wspólnego szczęścia.
I na koniec Kofi i Mia<3
Nigdy nie myślałam chyba o tej opcji, chciałam widzieć pannę Engel z Morgim, a teraz stwierdziłam, że to chyba najidealniejsze rozwiązanie. Ona i Andreas moim zdaniem uzupełniają się doskonale i to taki związek ma wbrew pozorom większe szanse na przetrwanie niż ideanie dopasowane pary, których podobno jest tak wiele.
Nie mogę nie wspomnieć o przechrzczeniu kota.
Oj, czy jest jeszcze miejsce, w którym ten Ville się nie pojawił:D
Nawet Koty na jego cześć.
Dziękuję Ci bardzo za to opowiadanie. Na prawdę podziwiam, ze każda z twoich historii jest inna, nic się nie powtarza. Potrafisz jednocześnie tworzyć idealny dramat, kryminał i komedię.
Weny na wszystko inne Geniuszu:*
Kot początkowo miał mieć na imię Welli, ale jakoś tak mi nie pasowało ;)
UsuńTo ja Ci bardzo dziękuję, Geniuszu, bo to dzięki Tobie nie zrobiłam tutaj żadnej tragedii na koniec. Pomyślałam- skoro Stell A, którą uważam za sadystkę uśmiercającą bohaterów, nie uśmierciła Welliego i całej drużyny u siebie, to i ja nie mogę być gorsza ;)
Jeszcze raz bardzo dziękuję za każdy komentarz, miłe słowa. Sama wiesz, jak bardzo to motywuje.
Pozdrawiam :)
Koniec? ;c Szkoda... Ale chociaż ładne zakończenie - Mia i Kofi razem. Słodko. Tego się nie spodziewałam :D
OdpowiedzUsuńSłodko, słodko, a nawet za bardzo. Ale najważniejsze, że się Wam spodobało :)
UsuńO, łał... Już gdy tylko weszłam na tego bloga i zobaczyłam, że pojawił się epilog, a na samym początku posta znajduje się moja ulubiona piosenka, oczy zrobiły mi się mokre. Serio.
OdpowiedzUsuńCóż, nie wyobrażałam sobie, aby mogło zakończyć się inaczej. By Thomas nie został uniewinniony, a Louise nie poświęciła się dla niego. Co ta miłość wyprawia z ludźmi? :) Fragment, w którym oni w końcu się spotykają idealnie skomponował się z muzyką, a to poskutkowało tylko jednym - jednym wielkim rykiem :D Ale ja bardzo łatwo się wzruszam, wiec nie nie zwracaj na to uwagi. :D
Mia i Andreas - tutaj również nie wyobrażałam sobie innego końca. Chemia była cały czas, tylko oni tego nie widzieli. Ale dobrana z nich para. + Ville :D
Ale w tym wszystkim ciekawi mnie, co dalej z Gregorem? Chyba, że ocś nieumyślnie ominęłam...
Ogólnie, to żałuję, ze znalazłam to opowiadanie tak późno, bo prawie u jego schyłku. Mimo wszystko cieszę się, że miałam okazję je przeczytać, przeżywać etc., bo było i jest jednym z najlepszych, na jakie udało mi się trafić. Oryginalne, niebanalne, napisane lekką ręką i z głową... To wszystko co według mnie jest potrzebne do stworzenia czegoś świetnego, a Tobie się udało. Gratuluję Ci. :)
Na kolejne opowiadania na pewno zajrzę, gdy wyciułam więcej czasu. Na pewno nie zamierzam rozstawać się z Twoją twórczością, o nie nie :D
A w międzyczasie zapraszam do siebie, gdzie pojawił się pierwszy rozdział. www.the-shattered-ones.blogspot.com
Pozdrawiam ciepło! :)
Nie trzeba było płakać. Owszem, miało być romantycznie, wzruszająco, ale nie do tego stopnia ;) Mimo to cieszę się, że ta historia wzbudziła w Tobie trochę emocji. Nawet nie wiesz, jakie to miłe dla mnie :)
UsuńDziękuję bardzo za każde miłe słowo, za to, że czytałaś.
Pozdrawiam :*
Aaaaaaaa nie komentowałam od czasów Toma Hlide, przepraszam. Nie skończyło sie tak jak myślałam i szczerze Morgi mi tutaj zawalił. Przeczytałam całe w 5 godzin tak mi się spodobało a teraz ide na braci Kotów komentować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam J.
Po pierwsze kajam się, ze dopiero teraz!!! ;___;
OdpowiedzUsuńPo drugie, a nie mówiłam, że Pointner? Co prawda, odkrycie prawdy zajęło mi niemal całe opowiadanie, ale w końcu doszłam do zabójcy. Cam i jej zdolności dedukcji, awww :')))
Co ty mówisz, piszesz dobre kryminały! mnie wciągneło!
I Kofler i Mia, tak bardzo niedopasowani, że aż cudowni! <33