niedziela, 22 grudnia 2013

8. But right now I wish you were here

 
And I remember all those crazy things you said
You left them running through my head
You're always there
You're everywhere
But right now I wish you were here

***

Tamta noc nie należała do spokojnych. Mia obudziła się z rwącym bólem głowy i niespokojnie bijącym sercem. Lękliwie otworzyła oczy i rozglądnęła się po swojej sypialni, jakby bojąc się, że ktoś w niej może być.
- Oszaleję kiedyś- westchnęła desperacko i chcąc się uspokoić, spróbowała się zaśmiać. Niestety wyszedł z tego przymuszony chichot, który nie wniósł ani krzty opanowania do jej umysłu. Engel nie należała do ludzi lękliwych. Zresztą, gdyby tak było, to z pewnością nie żyłaby dalej na tym świecie.  Ale wczorajsza „wiadomość” skutecznie wypędziła z niej resztki odwagi. Mimo to, nie zamierzała rezygnować z tego, co zaczęła.
Życie i kariera Thomasa nie mogły się zakończyć w tak beznadziejny sposób.
 
***
 
Wielkie nadzieje zbyt często kończą się równie wielkim zawodem, zwłaszcza wtedy, gdy się tego zupełnie nie spodziewamy. Thomas doskonale o tym wiedział, nauczony życiowym doświadczeniem- nie tylko sportowym. Ale postanowił wtedy spróbować, mimo, że jakiś nieznany głos w jego podświadomości kazał mu to wszystko  jak najszybciej skończyć. Podobnie, jak Mia.
Dlaczego nie posłuchał?  I dlaczego, do jasnej cholery, bawił się teraz w głupie sentymenty? Przecież, gdyby powiedział prawdę…Gdyby wyznał, że…
Nie. Obiecał jej, że tego nie zrobi. Dlatego nie poszedł wtedy na policję, dlatego teraz  uparcie, mimo próśb adwokata, odmawiał zeznań.
Potrząsnął szybko głową, jakby chcąc wyrzucić z niej napływające myśli. Zarówno te, które przynosiły miłe wspomnienia, jak i te, które brutalnie uświadamiały mu, że najprawdopodobniej to początek jego końca.
Wciąż jednak nie rozumiał, kto był na tyle zdesperowany i wystraszony, aby zabić Hoffera. Tak, wystraszony, bo Thomas był pewien, że to morderstwo jest mocno powiązane z tym, w co chciano go wrobić. Nie udało się im wtedy, więc znaleźli nowy sposób.
Nawet nie wiedział, jak blisko prawdy są jego domysły. Zwłaszcza te dotyczące mordercy. Ten rzeczywiście wystraszony i zdesperowany mężczyzna siedział właśnie już drugą godzinę w gabinecie austriackiego związku narciarskiego, ciągle wpatrując się w jeden punkt. Wtedy, gdy pozbawił życia Hoffera nie był do końca świadomy, jak może się to na nim odbić.
Jedynym plusem był fakt, że nie zostawili go wtedy samego i sprytnie wrobili w to wszystko Morgensterna. Teraz wystarczyło,  aby dalej grał maskę niewinnego i szczerze współczującego. Tylko to było coraz trudniejsze. Dokładnie za dwa dni miał rozpocząć się Turniej Czterech Skoczni, wszystkie twarze będą na niego zwrócone. Coraz bardziej więc obawiał się, że nie wytrzyma tego wszystkiego. Już nie wytrzymywał dociekliwych pytań dziennikarzy i tego, że był pod stałą kontrolą. Jeden maleńki, nieodpowiedni krok i będzie skończony.
Głęboko odetchnął po czym ściągnął czapkę ze znaczkiem sponsora i przeczesał palcami swoje ciemne włosy. Krótkie, aczkolwiek stanowcze pukanie do drzwi wyrwało go z letargu. Otworzył je automatycznym ruchem i cofnął się nieznacznie w tył, gdy zobaczył kto też go odwiedził.
Gość najwyraźniej nie odczuwał tego samego, bo pewnym krokiem wszedł do środka.
- Przestań się nad sobą użalać!- warknął, po czym bez pytania usiadł na jedynym fotelu w pomieszczeniu.
- Nie użalam się- popatrzył mu prosto w oczy- Ty zresztą nie powinieneś być taki pewny siebie. Jeśli wpadnę ja, pociągnę za sobą również ciebie- wychrypiał niemal lodowatym tonem. Chciał mu pokazać, że wcale się nie boi, ale dobrze wiedział, że przez swoje ostatnie poczynania i wybory doskonale temu zaprzeczył.
- Nikt nie kazał ci go zabijać! Po prostu wykorzystaliśmy fakt, że jesteś tchórzem do tego, aby wykończyć Morgensterna!- wybuchnął nagle tamten i począł chodzić nerwowo wokół drewnianego biurka.
- Dalej nie znaleźliście tej dziewczyny?
Zaległa niezręczna cisza, która była jednocześnie doskonałą odpowiedzią na to pytanie.
- Nie. Ale trzeba to zrobić jak najszybciej. Ona za dużo wie i jeśli znowu zacznie się bawić w sentymenty wobec Thomasa, to wszyscy na tym ucierpimy. Pamiętaj- chwycił go za podbródek i zmusił do patrzenia mu prosto w twarz – Jedziemy na tym samym wózku.
 
***


Louise zacisnęła mocno palce na krawędzi telefonu, aż zbielały jej paznokcie. Nie miała odwagi tego zrobić. A przecież wystarczyło nacisnąć zieloną słuchawkę, aby uratować Thomasa.
Wciągnęła powietrze do płuc oczekując, że to przyniesie jej trochę spokoju. Zamiast tego do jej nozdrzy dostał się korcący zapach cytrusowych perfum Morgensterna, który swoje źródło miał w bawełnianej koszulce, leżącej na jej kolanach.
Teraz dopiero odrobinę się opanowała. Wtuliła policzek w materiał i zamknęła powieki, próbując wyobrazić sobie, że nic się nie zmieniło. Niestety brutalna rzeczywistość za żadne skarby świata nie chciała okazać się jedynie senną marą. To wszystko działo się naprawdę i Louise musiała się z tym pogodzić. Musiała się też pogodzić z tym, że gdyby nie jej słaby charakter i pieprzona miłość to paradoksalnie wszystko skończyłoby się lepiej. Dlaczego nie postąpiła wtedy tak jak zawsze? Rozważnie, bez emocji, jak profesjonalistka, którą przecież była. Dlaczego dała się ponieść dziwnemu ciepłu, które napływało do jej serca?
Wzięła jeszcze jeden, kolejny głęboki oddech i nacisnęła przycisk. Kilka sygnałów i usłyszała jego głos przesycony triumfem.
- Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz.
Skrzywiła się lekko i nerwowo wychrypiała:
- Robię to tylko i wyłącznie dla Thomasa. Macie go z tego wyplątać.

***
Krótko i trochę beznadziejnie, ale zważywszy na to, jakie zrobiły mi się tutaj zaległości to dobre i to. Myślę, że tym u góry wyjawiłam i podpowiedziałam bardzo dużo, co może trochę zrekompensuje wam czekanie i długość rozdziału :)
Chcę Wam wszystkim kochane życzyć spokojnych i udanych świąt, zresztą skoczkowie chyba już o to zadbali dzisiejszym i wczorajszym konkursem :)

[edit]
nie powiązujcie tego na dole z rozdziałem ;)
 
 


niedziela, 1 grudnia 2013

Ogłoszenie :)


Nie, nie. Nie zawieszam tego bloga, ani nic podobnego. Mam tutaj po prostu mały przestój, dlatego chętne czytelniczki zapraszam na trochę zwariowaną opowieść o pewnym diabełku, a właściwie diablicy na http://diabel-rogaty.blogspot.com/
Do zobaczenia na tamtym blogu :)

czwartek, 21 listopada 2013

7. Cause you loved her too much and you dive too deep

 
"But you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low..."
***
 
 
Nigdy nie spodziewała się, że to ona będzie stała po tej stronie krat. Od maleńkości miała tendencję do pakowania się w najrozmaitsze kłopoty. Wtedy to Thomas wyciągał ją ze wszystkiego, w co się akurat wplątała. Zawsze był najroważniejszy z ich paczki, zawsze to on był tym najabrdziej dojrzałym. Mario, Andreas, Thomas i Mia. Nie sposób byłoby policzyć wspólnych imprez, które kończyły się potwornym bólem głowy następnego dnia.
Adwokat- Jospeh Hinsman okazał się nad wyraz obowiązkowy. Wprawdzie jego zachowanie świadczyło, że nie pamięta, albo nie chce pamiętać, ich wspólnej nocy, ale Mia próbowała sobie wmówić, że nie to jest teraz ważne. Najważniejsze, że zgodził się pomóc Thomasowi. Wciągnęła parę razy głęboko powietrze, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo poczuła jakże kuszący zapach męskich perfum. Zapach, który  przecież tak niedawno wdychała wprost z rozgrzanej skóry Josepha.
Pewnie dlatego nie mogła powstrzymać niemiłego kłucia w sercu, które zdawało się boleć jeszcze bardziej, gdy patrzyła na prawnika. Ten siedział właśnie przy małym drewnianym stoliku i wydawał się bardzo spokojny. Engel natomiast dla odmiany nie potrafiła opanować stukania z nerwów nogami o szarobure, więzienne kafelki.
- Spokojnie- szepnął Hinsman, wyraźnie chcąc dodać jej otuchy- Przecież żaden wyrok jeszcze nie zapadł.
Puste słowa, które wcale jej nie uspokoiły, a jedynie wzbudziły jeszcze więcej wątpliwości i nerwów.
- Myśli pan, że jest jeszcze dla niego szansa?- nawet nie zorientowała się, że mówi per pan do faceta, z którym zaledwie kilka dni temu wypróbowywała najróżniejsze pozycje seksualne. On uśmiechnął się delikatnie, przez co wokół oczu utworzyły mu się drobne zmarszki, które jak zauważyła Mia, tylko dodawały mu uroku.
- Zawsze jest szansa- odparł, delikatnie gładząc jej dłoń. Odsunęła ją szybko i sama nie wiedziała czy to przez zaskoczenie, czy zwykłą złość. Chciała powiedzieć kilka zdecydowanie niemiłych słów, ale właśnie w tym momencie drzwi w sali do widzeń otwarły się i dwoje policiantów wprowdziło Thomasa, zakutego w kajdanki.
Gdy go zobaczyła, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wygląda jeszcze gorzej, niż ostatnio. Co było najbardziej przerażające? Jego oczy.  Zabłąkane, rozbiegane i przekrwione. Siłą woli powstrzymała się przed rzuceniem się przyjacielowi w ramiona.
- Musi mi pan powiedzieć o wszystkim, co może mieć związek z tą sprawą, a przede wszystkim z pańskim obecnym położeniem- zaczął adwokat, gdy usiedli, obserwowani czujnym wzrokiem strażnika.
- Wszystko?
Tamten kiwnął twierdząco głową, ale skoczek uparcie milczał.
- Mia…- spojrzał na nią lękliwie- Czy możesz wyjść?- wydusił z siebie wreszcie, zaraz potem spuszczając wzrok na ziemię. Poczuła, że cała drętwieje na te słowa. Odsunęła głośno krzesło, wstając z niego gwałtownie.
- Przesadzasz, Thomas- syknęła w jego stronę, po czym szybkim krokiem udała się w stronę wyjścia, klnąc pod nosem zupełnie nie jak panienka z dobrego domu.
***
- Thomas…- nawet na nią nie spojrzał. Stanął za to kilka metrów od niej z założonymi rękoma. Zaciśnięte w wąską kreskę usta nie wróżyły niczego dobrego, podobnie jak cisza, która zdawała się rozsadzać jej głowę.
- Thomas, powiedz coś- szepnęła ponownie, głęboko oddychając, aby się nie rozpłakać. Wiedziała, że nie będzie szczęśliwy, była przygotowana na krzyk, pretensje, może nawet wyzwiska. Ale to ją przerosło. Morgenstern stał sztywno, nie wypowiedział ani słowa, jakby brzydził się z nią rozmawiać.
- Dlaczego tego nie zrobiłaś?- spojrzał na nią przelotnie, by po chwili cedząc słowa, powiedzieć:
- Z litości?
Tak naprawdę, to nie chciał usłyszeć odpowiedzi. Chciał dalej żyć w przekonaniu, że to szczęśliwy los, tak jak w bajce, postawił u jego stóp Louise, że to, o czym się teraz dowiedział jest tylko koszmarnym snem, a on zaraz się z niego obudzi. Dla pewności więc, przetarł parę razy oczy, naiwnie łudząc się na cud. A jednak to była rzeczywistość.
- Thom…- wzdrygnął się, gdy to usłyszał. Tylko ona  zdrabniała w ten sposób jego imię, a przecież właściwie nie miała już do tego prawa.
-  Nie mów tak do mnie- warknął, próbując udać obojętność. Bo w środku siebie czuł huragan. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Huragan uczuć. Z jednej strony kochał Braunn jak szalony. Tylko z drugiej… Ach, tak. Okazała się podstawionym elementem, który miał zniszczyć mu karierę.
- Kocham cię. Dlatego tego nie zrobiłam- delikatnie dotknęła jego pleców, zataczając dłonią okręgi. Tym razem się nie odsunął. Odwrócił się w jej stronę i ze stanowczością wpił się w jej wargi, jakby chciał zapomnieć o tym, czego przed chwilą się dowiedział. – Musisz porozmawiać z Hofferem, słyszysz?
Kiwnął niezbyt przekonująco głową.
- Thom, to nie rozejdzie się ot, tak po kościach. Mario jest zbyt zdeterminowany, żeby cię zniszczyć.
- Wiem- mruknął, ale nie miał najmniejszej ochoty na rozdmuchiwanie tej sprawy.
Chciał zapomnieć. Czy to było tak trudno zrozumieć?
A jednak świadomość, że Louise została podstawiona po to, aby wsypać mu środek dopingujący dołowała go niemiłosiernie. Skoki były dla niego całym życiem i myśl, że mógł je utracić przez oskarżenie o oszustwo, którego się nie dopuścił, sprawiła, że kompletnie nie potrafił poradzić sobie ze samym sobą.
A przecież nie był nawet w połowie świadomy tego, co miało go jeszcze spotkać. I pomyśleć, że to wszystko wyniknęło z miłości Louise.
***
 
Znowu chciał coś przed nią ukryć. A ona nie potrafiła bezczynnie przyglądać się temu, jak się stacza, czekać  na wyrok. Chciała mu pomóc. Czy to było tak trudno zrozumieć? Czy ten idiota choć raz nie mógł pomyśleć o sobie, zamiast bawić się w miłosiernego Samarytanina?
Chwilę potem odjechała z policyjnego parkingu, nie przejmując się ograniczeniami prędkości, które napotykała na drodze.
Mocnym krokiem wchodziła po schodach na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się jej mieszkanie. Przystanęła zaskoczona, gdy przez szybkę w drzwiach zobaczyła, że w środku pali się światło. Delikatnie krocząc i wstrzymując oddech, weszła do mieszkania. Nie usłyszała niczego poza miarowym tykaniem zegara, więc powoli weszła do kuchni.
Poczuła niesamowitą ulgę.
- Tak to jest, gdy ma się sklerozę i zapomina się wyłączyć lampkę- mruknęła sama do siebie, sięgając po dzbanek ze sokiem. Zdrętwiała nagle, a naczynie roztrzaskało się z hukiem o ziemię.
 
„PRZESTAŃ DOCIEKAĆ, DOBRZE CI RADZĘ”
 
Jedno, króciutkie zdanie zapisane na małej, niepozornej kremowej karteczce. A sprawiło, że pierwszy raz od dawna poczuła strach. Taki, który rozlewał się po jej całym ciele, który sprawił, że kompletnie straciła poczucie bezpieczeństwa. I nie wiedziała, co zrobić, aby je odzyskać.
***
Weny jak nie było, tak nie ma. Może ktoś znalazł? Jeżeli tak, to moja.
Już nie mogę się doczekać waszych pomysłów i dociekań, które z każdym rozdziałem stają coraz bardziej trafne :)
Pozdrawiam :)
PS: Też odliczacie dni do soboty? Bo ja ze emocji nie mogę się na niczym skupić...

PS2: Miałam wystartować z historyjką o panu Kocie, ale jak na razie to nie na moje siły. Powstało więc coś przekornego, innego- fanki Finów i Norwegów powinny być zadowolone ;) szablon jeszcze nie gotowy, ale może wart zapoznać się z bohaterami - http://diabel-rogaty.blogspot.com/
 

czwartek, 14 listopada 2013

6. I have loved you all along



"On my knees, I’ll ask
Last chance for one last dance
‘Cause with you, I’d withstand
All of hell to hold your hand
I’d give it all
I’d give for us
Give anything but I won’t give up"
 
***
 
- Po co wróciłeś?
Spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, od którego przeszły ją nieprzyjemne dreszcze. Nie mogła pojąć, jak mógł tak bardzo się zmienić, jak mógł stać się takim bezdusznym dupkiem. W pełnym tego słowa znaczeniu. Gdzie podział się ten Mario, dla którego wyjechała z Austrii, dla którego zostawiła wszystko i narażała swoje życie?
Miała ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Coś jednak sprawiło, że wpuściła go do mieszkania. Obawiała się, że może tego gorzko pożałować. Zresztą już żałowała, że w ogóle go poznała, że wtedy dała się namówić na wyjazd. Wówczas wydawał się on bramą do raju.
Czasem los szybko pozbawia nas złudzeń.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nawet się ze mną nie przywitasz?- przejechał jakby od niechcenia dłonią po jej rozgrzanym od emocji policzku, powodując, że odsunęła się od niego z obrzydzeniem. Jego dotyk przyprawiał ją o mdłości, najchętniej wyrzuciłaby go ze swoich wspomnień, życia. Wyrzuciłaby wszystko, co sprawiało, że dalej o nim pamiętała.
- Ty chyba kpisz. Po tym wszystkim oczekujesz, że rzucę ci się w ramiona i zapewnię o swojej tęsknocie?- spojrzała w jego wyraźnie zdziwione oczy, po czym odwracając twarz w drugą stronę dodała: - Jesteś większym idiotą, niż myślałam.
Westchnął cicho, jakby ta obelga nie zrobiła na nim żadnego wrażenie. Przecież nigdy nie liczył się z jej zdaniem, uważał ją za swoją własność, wymagał od niej całkowitego oddania. A w zamian? Mia po pewnym czasie uświadomiła sobie, że w zamian nie dostała nic, prócz seksu, który trzeba przyznać- był udany.
- Pomógłbym ci wtedy. Chciałem cię stamtąd wyciągnąć- wychrypiał szybko, jakby bojąc się, że mu przerwie.
Zachichotała szyderczo. Zakręciło się jej w głowie od jego widoku, od wspomnień, które zalewały ją teraz nieustającą falą.
- Za 10, 15, czy może za 20 lat? Nigdy nie doczekałabym się twojej pomocy, sam dobrze wiesz. Miałeś ważniejsze sprawy, niż twoja własna narzeczona w więzieniu. Gdyby nie Tho...
- Zamknij się! - warknął nagle, wyraźnie rozzłoszczony i chwycił ją mocno za nadgarstki- Po cholerę wtrącał się w nie swoje sprawy? Nie skończyło się to dla niego dobrze- dodał, pogardliwie się uśmiechając.
Gdy w końcu ją puścił, Mia ze zwinnością wygięła mu prawą rękę, przyciskając ją z całej siły do pleców. Niektóre umiejętności z przeszłości bywały przydatne, zwłaszcza w takich sytuacjach. Bo teraz pałała wobec Mario chęcią krwawego mordu. Może to chore, ale chciała, żeby umarł. Najlepiej w męczarniach. Za to wszystko, co zrobił. Za to, że przez niego 3 lata temu Thomas o mało nie zginał, po tym jak nasłał na niego swoich współpracowników.
- Puszczaj- wysapał ciężko, z trudem łapiąc powietrze. Po twarzy spływały mu pojedyncze krople potu. Wiedziała, że ból, który teraz odczuwa jest nie do zniesienia, że za chwilę kończyna mu zdrętwieje, powodując jeszcze większe cierpienie. Mimo tego, nie poluźniła uścisku.
- Jeśli masz coś wspólnego z tym, co teraz się dzieje, jeśli znowu próbujesz zniszczyć życie Thomasowi, to zabiję cię, rozumiesz?- ścisnęła mocniej ramię mężczyzny, a ten szybko pokiwał twierdząco głową. - Nawet, jeśli miałabym spędzić resztę życia za kratkami. Zabiję, cię jak nic niewartego szczura.
Popchnęła go z całej siły na ścianę, a potem szeroko otworzyła drzwi. Wybiegł, nawet się nie oglądając.
- Niczego nie muszę próbować. I tak już jest skończony!- krzyknął jeszcze, zanim wyraźnie z siebie zadowolony zszedł po schodach.
***

Kilka miesięcy wcześniej...
- Rezygnuję.
Wstał słysząc jej słowa. Zdziwiły go, bo mrugnął parę razy powiekami, po czym podszedł do niej i chwytając ją za lewy bark wysyczał:
- Nie tak się umawialiśmy, pamiętasz?
Odepchnęła jego dłoń i ignorując jego nienawistne spojrzenie, usiadła na krześle, krzyżując nogi.
- To wszystko jest chore, ten plan jest chory- wyszeptała . Zerknęła ukradkiem, czy nikt obok niej nie stoi i dodała: - Ty jesteś chory. Co on ci takiego zrobił?
Uderzył pięścią w stół, podszedł do niej i krzyknął:
- To nie twoja sprawa! Miałaś tylko wsypać mu modafinil ! Czy to tak wiele? Czy to cię przerasta?!
Wyjął z szafki dużą kopertę i otwarł ją z zamachem.
- Chcesz więcej pieniędzy? Masz!
Pokiwała przecząco głową.
- Ciesz się, że nikomu o tym nie powiedziałam.
Wybiegła z wielkiego domu z bijącym sercem. Bała się, że dowie się całej prawdy. Przecież wyznała wszystko Thomasowi, przyznała się do tego, co chciała zrobić.
I... pokochała go.
Tylko czuła, że to wszystko nie mogło się dobrze skończyć. I miała rację. Za dużo osób było wmieszane w tę sprawę, która w połączeniu z innymi niespodziewanymi wydarzeniami stała się wyrokiem.
***
- Dziewczyna zaczęła węszyć- stwierdził poważnym tonem - Nie podoba mi się to.
- Mia? Boisz się chuderlawej dziewczynki?
- Nie rozumiesz. Ona wcale nie jest taka głupia, za jaką ją uważaliśmy. Po za tym, o ile się nie mylę odwiedziła cię z Koflerem? I chyba nie była to zbyt miła wizyta- wydął wargi, przeczesując dłonią włosy.
Przytaknął szybko głową.
- Więc co robimy?
- To, co zaczęliśmy. A tej małej damy ostrzeżenie. Jeśli go nie posłucha, to dołączy do pana Hoffera. Tylko w mniej humanitarny sposób.
Poczuł, że robi się mu niedobrze. Nie chciał kolejnej śmierci. Zwłaszcza dla niej. Ale wszystko, co postanowił tamten nie podlegało dyskusji. Miał wobec niego dług wdzięczności. Tylko ostatnio coraz mniej podobała mu się forma jego spłaty.
W pewien sposób rozumiał konieczność śmierci Hoffera. Dowiedział się o wszystkim i mógł stać się niebezpieczny. Cieszył się tylko, że to nie on musiał go zabić. Właściwie problem rozwiązał za nich ktoś inny, ktoś, kogo odwaga nie była najmocniejszą stroną.
Ale Mii było mu po prostu szkoda. W duchu modlił się, żeby odpuściła to całe śledztwo. Thomasowi i tak już nic nie mogło pomóc. Najwyższy czas, aby się z tym pogodzić.
***

Okropny ten rozdział. Więcej w nim dialogów, niż czegoś składnego.
Tym razem chyba dużo się dowiedziałyście ;) Ale zmartwię Was: to jeszcze nie wszystko.
 

niedziela, 10 listopada 2013

5. The quiet scares me 'cause it screams the truth

 
 
"Aahh, the sun is blinding
I stayed up again
Oohh, I am finding
That's not the way I want my story to end"
                                                          
                                                                         
 ***
 
Mia obudziła się rano z potwornym bólem głowy, który zdawał się rozsadzać jej czaszkę od wewnątrz. Ostrożnie stawiając kroki udała się w stronę kuchni, aby napić się lodowatej wody. W takich sytuacjach tylko ona przynosiła  ukojenie jej skołatanym nerwom. Stanęła przed lustrem, uważnie przypatrując się swoim rozczochranym włosom i resztkom, niezmytego wieczorem makijażu.
- I gdzież jest pani wczorajszy partner?- prychnęła sama do siebie. Och, noc była bardzo udana. Trzeba przyznać, że Joseph Hinsman należał do sprawnych mężczyzn. Engel miała tylko nadzieję, że jej starania nie poszły na marne i adwokat zdecyduje się pomóc Thomasowi.
Albo okaże się zwykłym dupkiem- przebrnęło jej szybko przez myśli, lecz odpędziła je od razu od siebie.
Zapach mocnej, parzonej kawy uderzył ją intensywnie w nozdrza, odpędzając resztki snu. Przecierając jeszcze dłonią oczy, zaczęła czytać artykuł na internetowym serwisie informacyjnym.
„Turniej Czterech Skoczni już za tydzień! Zawody w cieniu morderstwa”.
Prychnęła pogardliwie, widząc wielki nagłówek. Oczywiście, że turniej odbędzie się bez zakłóceń, oczywiście, że nikt nie przejmował się ani Thomasem, ani może niezbyt lubianym, ale jednak nie żyjącym Hofferem i jego rodziną.
Cała skoczna karuzela kręciła się dalej, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Mia nie mogąc się powstrzymać spojrzała na podany skład Austriaków. Gdzieś w podświadomości miała absurdalną nadzieję, że wśród nazwisk zobaczy to Thomasa. Bez sensu, prawda? Przejechała wzrokiem po sylwetkach skoczków, by chwilę potem zatrzymując się przy jednym z nich niemal zamrzeć ze zdziwienia. I strachu, który nie wiedzieć czemu pojawił się gdzieś głęboko w niej.
Mario Innauer - Wielki powrót do kadry.
 
***
Andreas nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć strachu, który towarzyszył mu już od poranka. Właściwie to dzień zapowiadał się pechowo. Począwszy od zacięcia się przy goleniu, rozbicia ulubionego kubka i zgubienia kluczyków do samochodu, kończąc na…
-Pointner!- wrzasnął Kofler jak zraniony zwierz, gdy jego futrzasty kot załatwił swoją potrzebę fizjologiczną na nowych butach. – Niech cię szlag jasny trafi, sierściuchu- mamrotał złowieszczo skoczek, wycierając obuwie rąbkiem swetra.
Kocur najwyraźniej nie przejął się obelgą, bo mrucząc z zadowolenia usadowił się na dywanie i wbił swój wzrok w człowieka.
„ Kup sobie kota, Andi, to takie miłe stworzenie”- przypomniał sobie ironiczną wypowiedź Mii, gdy przed kilkoma miesiącami poskarżył się jej na samotność. Że też tak bezmyślnie jej posłuchał!
Już cieszył się, że sytuacja kryzysowa została zażegnana, gdy w mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek jego komórki.
- Halo!- wrzasnął do słuchawki, jednocześnie przeganiając spod nóg Pointnera, spragnionego zabaw.
- Potrzebuję twojej pomocy- usłyszał głos Mii.
Mógł przysiąc, że zapewne w tym momencie uśmiechała się ona przebiegle i nawijała na palec kosmyk włosów.
- Czemu mnie to nie dziwi?
- Nie mam pojęcia.
- Jadę na trening, nie mam czasu.
- Dobrze się składa. W takim razie będę czekać koło skoczni- wtrąciła się w jego wypowiedź,  a zaraz po tym rozłączyła.
Kofler westchnął podrażniony. Zarzucił torbę treningową na ramię i głaskając zwierzaka rzekł:
- Nie daj się omotać kobiecie, stary. To zawsze źle się kończy.
I chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielką słuszność miały jego słowa. Choć nawet nie tyczyły się jego samego.
***
Skocznia Bergiseel, górująca nad miastem od zawsze kojarzyła się jej ze szczęściem. Bo uświadomiła sobie, że tylko tu czuła się bezpiecznie, tutaj przeżywała swoje najradośniejsze chwile.
I jeśli musiała przyznać, to była uzależniona od skocznego światka i tego wszystkiego, co mu towarzyszyło.
- Dawno cię tu nie było- Alexander Pointner stanął obok niej, opierając się o maskę swojego samochodu. Szpanerskiego samochodu- jak zdążyła już zauważyć Mia.
- Dużo się zmieniło przez ten czas- popatrzyła mu prosto w oczy. Spuścił wzrok na ziemię, wyraźnie zawstydzony. – Hoffer nie żyje, Thomas jest w więzieniu. A ty jak widać zawsze perfekcyjny- ścisnęła mocno rękę mężczyzny i lodowatym tonem dodała:
- Szybko skompletowałeś nową kadrę. Innauer?
-  Wrócił do skakania, jest w dobrej formie. Nie mogłem czekać w nieskończoność na Thomasa. Mia, pogódź się z tym. Nie cofniesz czasu, wszyscy musimy odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Zaśmiała się ironicznie. Mario w dobrej formie? Nie osiągnął jej przez tyle lat skakania, a teraz po tak długiej przerwie miałoby się mu to udać?
Pokraka zawsze zostanie pokraką- przypomniały się jej słowa Thomasa, które wykrzyczał Innauerowi w twarz podczas kłótni. Może to złośliwe, ale zgadzała się z nimi całkowicie.
- A jeśli ja nie potrafię? Jeśli nie potrafię tak, jak ty, skreślić człowieka tylko na podstawie bezpodstawnych oskarżeń?
- Powinnaś się nauczyć. Niektórych spraw nie można odkręcić.
Prychnęła zirytowana i ruszyła w stronę wejścia, byle jak najszybciej oddalić się od Pointnera. Idąc nie patrzyła przed siebie, zamyślona nad znaczeniem słów austriackiego trenera.
- Ała!- usłyszała piskliwy wrzask, a zaraz potem jej oczom ukazał się Haybock, niosący na plecach narty.
- Przepraszam- wymamrotała szybko, podnosząc z ziemi czapkę chłopaka- Proszę- wręczyła mu ją do ręki.
Popatrzył na nią spod przymrużonych powiek i powiedział:
- Ach, to ty. Nie poznałem cię!
Uśmiechnęła się nieznacznie i zmierzwiła dłonią jego blond włosy. Miała sentyment do tego chłopaczka. Był na swój sposób urokliwy, za kilka lat mógł stać się łamaczem kobiecych serc.
- Co tam u ciebie, Michi?
Przystanęła obok Austriaka, jednocześnie obserwując, czy Andreas już nie przyjechał. Jak zawsze się spóźniał!
- Nic nowego. Po za tym, że… no, wiesz…
Westchnęła cicho, doskonale domyślając się o co chodzi. Chłopak przestąpił nerwowo z nogi na nogę, mocniej ściskając narty.
- Nie martw się – szturchnęła go lekko w bok, po czym dodała:- Prawda prędzej czy później i tak wychodzi na jaw-  a potem  machając mu dłonią, odeszła w drugą stronę.
- I właśnie tego się obawiam.
Nie mogła już usłyszeć, kto wypowiedział te słowa, przepełnione strachem. Nie mogła zauważyć szczupłej sylwetki.
Bo gdyby tak było, z pewnością rozpoznałaby tę osobę niemal od razu.
***

Wybaczcie to małe opóźnienie. Blogspot wyraźnie ma jakieś problemy z moimi postami, bo nie chciał ich opublikować. Złośliwe stworzenie.
Od tego rozdziału wszystko zacznie się powoli wyjaśniać, ale jeśli mogę Wam udzielić rady: nie snujcie pochopnie żadnych wniosków.
Pozdrawiam :)

czwartek, 31 października 2013

4. I'm gonna make it alright but not right now


 
"How the hell did wind up like this
And why weren't we able
To see the signs that we missed
And try to turn the tables"
***
 
Mia z irytacją obserwowała sflaczałą oponę w swoim motorze. Akurat dzisiaj, kiedy musiała tyle załatwić, wszystkie znaki na niebie i ziemi sprzysięgły się przeciw niej.
- Cholera jasna- mruknęła rozeźlona, wybierając jednocześnie numer Andreasa. – Kofler, masz być po mnie za 5 minut… A co mnie obchodzi twój trening?!
Zakończyła połączenie usatysfakcjonowana z osiągniętego celu. Mia potrafiła okręcić sobie mężczyzn wokół palca tak, że ci posłusznie wykonywali każdą jej zachciankę. Skłamałaby, jeśli powiedziałaby, że wcale tego nie wykorzystywała. Wręcz przeciwnie. Jej osobisty urok i czar niejednokrotnie uchronił ją przed kłopotami. I aresztowaniem.
Pointner najwyraźniej szybko przebolał stratę czołowego zawodnika.  Wznowił treningi, ani razu nie zapytał się o Thomasa, nie odwiedził go. Podobnie zresztą jak reszta drużyny. Nikt poza Andreasem nie przejmował się losem kolegi. Jakby całkiem go skreślili i już wydali na niego wyrok.
Zabolało ją to. Bo oczekiwała od nich… solidarności? Poczucia obowiązku wobec kolegi? Kontakty kwitły na imprezach sponsorskich, podczas gdy każdy ze skoczków upijał się do nieprzytomności. Wtedy byli gotowi stawać za sobą murem, w razie pijackiej bójki. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!- krzyczeli.  Tylko teraz wszyscy schowali głowy w piasek. Jakby nic się nie stało, jakby ich bądź, co bądź kompan nie siedział w areszcie, oskarżony o morderstwo.
- Nie jestem twoim szoferem- Andreas zdegustowanym wzrokiem zmierzył koło motocykla, po czym leciutko się zaśmiał. - Zawsze mówiłem, że Ducati nie jest dla bab.
Ucichł pod wpływem jej groźnego spojrzenia, które zdawało się pałać chęcią mordu.
- Przejechałabym cię przy najbliżej okazji, ale chyba wystarczy już więźniów w naszym towarzystwie- kpiąco wydęła wargi, siadając na siedzeniu kierowcy, w samochodzie przyjaciela. Skoczek pokiwał przez chwilę głową ze zdziwieniem, po czym najwyraźniej pogodzony ze swoim losem, usiadł na fotelu obok.
- Wczoraj odebrałem je od mechanika- warknął, ale zagłuszył go ryk szybko popuszczanego sprzęgła. Chwycił się mocno skórzanej tapicerki, a w duchu począł odmawiać wszystkie znane mu modlitwy.
- Czerwone światło- mruknął nieśmiało, spoglądając na reakcję dziewczyny. Ta jednak obdarzyła go zaledwie przelotnym spojrzeniem i jakby na złość mocniej przycisnęła gaz.
- Możesz mi chociaż wyjaśnić, gdzie jedziemy?
- Tam, gdzie powinniśmy już dawno się znaleźć- odparła rzeczowym tonem, hamując tuż przed marmurowym ogrodzeniem.
Brunet popatrzywszy na to gdzie się znaleźli,  zbladł nieco, po czym zdławionym głosem powiedział:
- Engel, to chyba nie jest dobry pomysł. Nie. To na pewno nie jest dobry pomysł.
Dziewczyna prychnęła pogardliwie i otworzyła drzwi samochodu.
- Chyba nie stchórzysz, jak reszta.
Spojrzał na nią niezdecydowanym wzrokiem, próbując odwlec odpowiedź.
- Jesteśmy mu to winni, Andreas. To nasz przyjaciel- wychrypiała drżącym głosem. Uścisnął pokrzepiająco jej dłoń, uśmiechając się pocieszająco.
- Wiem. Pomożemy mu.
Wyszli z samochodu, zmierzając w kierunku dużego domu. Wokół rozpościerał się ukwiecony i zadbany ogród. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że właściciel nie należy do biednych.
Mia właśnie w tym momencie przypomniała sobie nowojorskie dzielnice, kręte, zaludnione ulice amerykańskiego miasta i zapach  świeżej, zbożowej kawy, którą co ranek parzył On.  Zaraz jednak po tym poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Przez te kilka lat zdążyła już dojrzeć na tyle, by zrozumieć, że tamte beztroskie chwile minęły bezpowrotnie. A życie pędziło dalej, zdając się nie czekać na to, aż ona zapomni.
Drżącą dłonią nacisnęła dzwonek do drzwi. Te uchyliły się po chwili, a zza nich wyłoniła się para brązowych oczów. Jednakże gdy właściciel tychże oczów  zobaczył, kto stoi w progu jego domu nie wyraził głębokiego entuzjazmu. Spróbował zatrzasnąć drzwi. Skutecznie powstrzymała go jednak noga Andreasa, który napierając swoim ciałem ponownie otworzył wejście.
- Czego chcecie?
Mia wkroczyła do środka pewnym krokiem, ciągnąc lekko za rękę Koflera. Zmierzyłą wzrokiem Gregora Schlierenzauera, który stał przed nimi z nerwową miną, ściskając palce u dłoni.
- Nie udawaj idioty- warknęła, podchodząc bliżej. Teraz patrzyła mu z bliska w jego ciemne oczy. – Dlaczego oskarżyłeś Thomasa?
Nastała chwila nerwowej ciszy. Dało się słyszeć jedynie miarowe oddechy i tykanie zegara.
- Miałem swoje powody- skoczek odepchnął ją lekko od siebie, swobodnie opierając się o ścianę.- I podejrzenia. Po za tym nie macie prawa mnie o to pytać. Chyba, że chcesz być oskarżona o manipulowanie dowodami i znowu znaleźć się w pomieszczeniu z zakratowanymi oknami- kpiąco dodał.
Poczuła, że krew napływa jej gwałtownie do twarzy. Nikt nie wiedział o tym, co wydarzyło się w jej życiu prawie 2 lata temu. Nikt, oprócz Thomasa, który osobiście zapłacił za nią kaucję.  Skąd więc Gregor miał tę informację?
Zdezorientowany Andreas popatrzył na nią pytającym wzrokiem, ale Mia jedynie pokiwała twierdząco głową, przyznając się tym samym do oskarżających słów Gregora.
- Jesteś skurwysynem- wychrypiała lodowatym tonem, patrząc na Schlierenzauera- A skurwysyny zawsze kończą źle.
Cmoknął pogardliwie, jakby ta wymiana zdań go męczyła.
- Wychodzicie, czy mam zadzwonić po policję?
Engel odwróciła się na pięcie i wybiegła na zewnątrz, czując na karku oddech Koflera. Milczała zawzięcie, gdy wsiedli do samochodu. Mocno zacisnęła dłonie na powierzchni kierownicy, aż zsiniały jej paznokcie.
- To prawda?
Nie odpowiedziała. Andreas chwycił ją za ramię i ponownie zapytał:
- Mia, czy to prawda?!
- Tak- odparła szybko, przymykając powieki. Spodziewała się wyrzutów, pretensji, krzyku. Zamiast
tego usłyszała jedynie ciche:
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Bałam się.
Westchnął cicho i pogłaskał ją delikatnie po policzku.
- To przez niego wylądowałaś w więzieniu?
Kiwnęła twierdząco głową, powstrzymując bezskutecznie płynące łzy.
- Z początku to nie było nic groźnego. Trzeba było kogoś postraszyć, zniechęcić. Tylko później… Później przerodziło się w regularny gang. A On nim rządził. Któregoś dnia po prostu wpadłam. Złapali mnie.
- I wtedy Thomas w połowie letniego sezonu wyjechał do USA- dokończył za nią, przypominając sobie wszystkie fakty i układając je w całość.
- Pomógł mi, mimo, że wcześniej go nie posłuchałam i zamieszkałam z Mario w Stanach. Odradzał mi to, sam zresztą wiesz.
- Innauer już tu, w Austrii zachowywał się dziwnie.
- Ale to nie tłumaczy mojej naiwności. Próbowałam udowodnić Thomasowi, że się myli.
Chciał ją pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale uświadomił sobie, że to nic nie da, nie pomoże jej. Wręcz przeciwnie.
Teraz potrzebne było po prostu działanie, oczyszczenie Thomasa z zarzutów za wszelką cenę. Policja nie kwapiła się do pogłębionego śledztwa. W ich mniemaniu spawa była zakończona- ujęli domniemanego sprawce i wsadzili go do celi. Resztę zostawili prokuraturze, świętując swój sukces.
Mia westchnęła głęboko, mrugając kilka razy powiekami, gdy w spojówkach poczuła piekące łzy. Miała ochotę wyć w niebogłosy z poczucia bezsilności i beznadziei.
Zamiast ego zaklęła cicho pod nosem, przypominając sobie, że była umówiona. I to z nie byle kim.
 
***
Joseph Hinsman należał do tego typu mężczyzn, którzy idealni pod każdym calem, byli zawsze perfekcyjnie przygotowani.
Tak było i tym razem.
Engel pozwoliła sobie w myślach na niezbyt przyzwoity komentarz dotyczący jego urody, gdy weszła do eleganckiej restauracji, w centrum Innsbrucka.
Automatycznie przygładziła dłonią długą, turkusową sukienkę, której materiał idealnie podkreślał jej sylwetkę. Spojrzała spod przymrużonych powiek na adwokata.
Kruczoczarne włosy, przeplatane gdzieniegdzie siwymi pasami zdecydowanie dodawały mu uroku. Podobnie jak szeroki uśmiech i palące się iskierki w oczach.
Nieśmiałym, jak na nią krokiem podeszła do stolika i z wystudiowaną zaczepnością wyszeptała:
- Przepraszam, że musiał pan na mnie czekać.
Na reakcję nie trzeba było długo oczekiwać. Mężczyzna olśniony jej osobowością odsunął jej krzesło, a następnie usiadł naprzeciwko.
- Nic nie szkodzi.
Musiała przyznać, że to, co robiła z pewnością nie było moralne. Umawianie się z wysoko postawionym prawnikiem tylko po to, aby zechciał bronić Thomasa. Ale Mia przestała przestrzegać jakichkolwiek reguł jakieś kilka lat temu. Po co bawić się w sentymenty, skoro one wcale nie pomagały?
- Z reguły nie zajmuję się takimi drobnymi sprawami- Hinsman gładził opuszkami palców szklany kieliszek z winem. Zerknął na nią ulotnie.
- Dla mnie ta sprawa nie jest drobna. Zresztą wszyscy o niej mówią- odparła.
- A co jeśli mi się nie uda? Moja pozycja w prawniczym świecie jest mocna, ale takiej przegranej mogłaby nie znieść.
- Wierzę w pana- zapewniła go, zalotnie odgarniając kosmyk włosów.
I bynajmniej. Okazała mu tą wiarę w bardziej przekonujący sposób.
***
Myślę, że ten rozdział stawia sprawę w jasnym świetle. Choć jeszcze trochę zagadek przed nami...
Pozdrawiam ;)