"How the hell did wind up like this
And why weren't we able
To see the signs that we missed
And try to turn the tables"
And why weren't we able
To see the signs that we missed
And try to turn the tables"
***
Mia z irytacją obserwowała sflaczałą oponę w swoim motorze.
Akurat dzisiaj, kiedy musiała tyle załatwić, wszystkie znaki na niebie i ziemi
sprzysięgły się przeciw niej.
- Cholera jasna- mruknęła rozeźlona, wybierając jednocześnie
numer Andreasa. – Kofler, masz być po mnie za 5 minut… A co mnie obchodzi twój
trening?!
Zakończyła połączenie usatysfakcjonowana z osiągniętego
celu. Mia potrafiła okręcić sobie mężczyzn wokół palca tak, że ci posłusznie
wykonywali każdą jej zachciankę. Skłamałaby, jeśli powiedziałaby, że wcale tego
nie wykorzystywała. Wręcz przeciwnie. Jej osobisty urok i czar niejednokrotnie
uchronił ją przed kłopotami. I aresztowaniem.
Pointner najwyraźniej szybko przebolał stratę czołowego
zawodnika. Wznowił treningi, ani razu
nie zapytał się o Thomasa, nie odwiedził go. Podobnie zresztą jak reszta
drużyny. Nikt poza Andreasem nie przejmował się losem kolegi. Jakby całkiem go
skreślili i już wydali na niego wyrok.
Zabolało ją to. Bo oczekiwała od nich… solidarności?
Poczucia obowiązku wobec kolegi? Kontakty kwitły na imprezach sponsorskich,
podczas gdy każdy ze skoczków upijał się do nieprzytomności. Wtedy byli gotowi
stawać za sobą murem, w razie pijackiej bójki. Jeden za wszystkich, wszyscy za
jednego!- krzyczeli. Tylko teraz wszyscy
schowali głowy w piasek. Jakby nic się nie stało, jakby ich bądź, co bądź
kompan nie siedział w areszcie, oskarżony o morderstwo.
- Nie jestem twoim szoferem- Andreas zdegustowanym wzrokiem
zmierzył koło motocykla, po czym leciutko się zaśmiał. - Zawsze mówiłem, że
Ducati nie jest dla bab.
Ucichł pod wpływem jej groźnego spojrzenia, które zdawało
się pałać chęcią mordu.
- Przejechałabym cię przy najbliżej okazji, ale chyba
wystarczy już więźniów w naszym towarzystwie- kpiąco wydęła wargi, siadając na
siedzeniu kierowcy, w samochodzie przyjaciela. Skoczek pokiwał przez chwilę
głową ze zdziwieniem, po czym najwyraźniej pogodzony ze swoim losem, usiadł na
fotelu obok.
- Wczoraj odebrałem je od mechanika- warknął, ale zagłuszył
go ryk szybko popuszczanego sprzęgła. Chwycił się mocno skórzanej tapicerki, a
w duchu począł odmawiać wszystkie znane mu modlitwy.
- Czerwone światło- mruknął nieśmiało, spoglądając na
reakcję dziewczyny. Ta jednak obdarzyła go zaledwie przelotnym spojrzeniem i
jakby na złość mocniej przycisnęła gaz.
- Możesz mi chociaż wyjaśnić, gdzie jedziemy?
- Tam, gdzie powinniśmy już dawno się znaleźć- odparła
rzeczowym tonem, hamując tuż przed marmurowym ogrodzeniem.
Brunet popatrzywszy na to gdzie się znaleźli, zbladł nieco, po czym zdławionym głosem
powiedział:
- Engel, to chyba nie jest dobry pomysł. Nie. To na pewno
nie jest dobry pomysł.
Dziewczyna prychnęła pogardliwie i otworzyła drzwi
samochodu.
- Chyba nie stchórzysz, jak reszta.
Spojrzał na nią niezdecydowanym wzrokiem, próbując odwlec
odpowiedź.
- Jesteśmy mu to winni, Andreas. To nasz przyjaciel-
wychrypiała drżącym głosem. Uścisnął pokrzepiająco jej dłoń, uśmiechając się
pocieszająco.
- Wiem. Pomożemy mu.
Wyszli z samochodu, zmierzając w kierunku dużego domu. Wokół
rozpościerał się ukwiecony i zadbany ogród. Na pierwszy rzut oka można było
stwierdzić, że właściciel nie należy do biednych.
Mia właśnie w tym momencie przypomniała sobie nowojorskie
dzielnice, kręte, zaludnione ulice amerykańskiego miasta i zapach świeżej, zbożowej kawy, którą co ranek parzył
On. Zaraz jednak po tym poczuła
nieprzyjemne ukłucie w sercu. Przez te kilka lat zdążyła już dojrzeć na tyle,
by zrozumieć, że tamte beztroskie chwile minęły bezpowrotnie. A życie pędziło
dalej, zdając się nie czekać na to, aż ona zapomni.
Drżącą dłonią nacisnęła dzwonek do drzwi. Te uchyliły się po
chwili, a zza nich wyłoniła się para brązowych oczów. Jednakże gdy właściciel
tychże oczów zobaczył, kto stoi w progu
jego domu nie wyraził głębokiego entuzjazmu. Spróbował zatrzasnąć drzwi. Skutecznie
powstrzymała go jednak noga Andreasa, który napierając swoim ciałem ponownie
otworzył wejście.
- Czego chcecie?
Mia wkroczyła do środka pewnym krokiem, ciągnąc lekko za
rękę Koflera. Zmierzyłą wzrokiem Gregora Schlierenzauera, który stał przed nimi
z nerwową miną, ściskając palce u dłoni.
- Nie udawaj idioty- warknęła, podchodząc bliżej. Teraz
patrzyła mu z bliska w jego ciemne oczy. – Dlaczego oskarżyłeś Thomasa?
Nastała chwila nerwowej ciszy. Dało się słyszeć jedynie
miarowe oddechy i tykanie zegara.
- Miałem swoje powody- skoczek odepchnął ją lekko od siebie,
swobodnie opierając się o ścianę.- I podejrzenia. Po za tym nie macie prawa
mnie o to pytać. Chyba, że chcesz być oskarżona o manipulowanie dowodami i
znowu znaleźć się w pomieszczeniu z zakratowanymi oknami- kpiąco dodał.
Poczuła, że krew napływa jej gwałtownie do twarzy. Nikt nie
wiedział o tym, co wydarzyło się w jej życiu prawie 2 lata temu. Nikt, oprócz
Thomasa, który osobiście zapłacił za nią kaucję. Skąd więc Gregor miał tę informację?
Zdezorientowany Andreas popatrzył na nią pytającym wzrokiem,
ale Mia jedynie pokiwała twierdząco głową, przyznając się tym samym do
oskarżających słów Gregora.
- Jesteś skurwysynem- wychrypiała
lodowatym tonem, patrząc na Schlierenzauera- A skurwysyny zawsze kończą źle.
Cmoknął pogardliwie, jakby ta wymiana zdań go męczyła.
- Wychodzicie, czy mam zadzwonić po policję?
Engel odwróciła się na pięcie i wybiegła na zewnątrz, czując
na karku oddech Koflera. Milczała zawzięcie, gdy wsiedli do samochodu. Mocno
zacisnęła dłonie na powierzchni kierownicy, aż zsiniały jej paznokcie.
- To prawda?
Nie odpowiedziała. Andreas chwycił ją za ramię i ponownie
zapytał:
- Mia, czy to prawda?!
- Tak- odparła szybko, przymykając powieki. Spodziewała się
wyrzutów, pretensji, krzyku. Zamiast
tego usłyszała jedynie ciche:
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Bałam się.
Westchnął cicho i pogłaskał ją delikatnie po policzku.
- To przez niego wylądowałaś w więzieniu?
Kiwnęła twierdząco głową, powstrzymując bezskutecznie
płynące łzy.
- Z początku to nie było nic groźnego. Trzeba było kogoś
postraszyć, zniechęcić. Tylko później… Później przerodziło się w regularny
gang. A On nim rządził. Któregoś dnia po prostu wpadłam. Złapali mnie.
- I wtedy Thomas w połowie letniego sezonu wyjechał do USA-
dokończył za nią, przypominając sobie wszystkie fakty i układając je w całość.
- Pomógł mi, mimo, że wcześniej go nie posłuchałam i
zamieszkałam z Mario w Stanach. Odradzał mi to, sam zresztą wiesz.
- Innauer już tu, w Austrii zachowywał się dziwnie.
- Ale to nie tłumaczy mojej naiwności. Próbowałam udowodnić
Thomasowi, że się myli.
Chciał ją pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
Ale uświadomił sobie, że to nic nie da, nie pomoże jej. Wręcz przeciwnie.
Teraz potrzebne było po prostu działanie, oczyszczenie
Thomasa z zarzutów za wszelką cenę. Policja nie kwapiła się do pogłębionego
śledztwa. W ich mniemaniu spawa była zakończona- ujęli domniemanego sprawce i
wsadzili go do celi. Resztę zostawili prokuraturze, świętując swój sukces.
Mia westchnęła głęboko, mrugając kilka razy powiekami, gdy w
spojówkach poczuła piekące łzy. Miała ochotę wyć w niebogłosy z poczucia
bezsilności i beznadziei.
Zamiast ego zaklęła cicho pod nosem, przypominając sobie, że
była umówiona. I to z nie byle kim.
***
Joseph Hinsman należał do tego
typu mężczyzn, którzy idealni pod każdym calem, byli zawsze perfekcyjnie
przygotowani.
Tak było i tym razem.
Engel pozwoliła sobie w myślach
na niezbyt przyzwoity komentarz dotyczący jego urody, gdy weszła do eleganckiej
restauracji, w centrum Innsbrucka.
Automatycznie przygładziła dłonią
długą, turkusową sukienkę, której materiał idealnie podkreślał jej sylwetkę.
Spojrzała spod przymrużonych powiek na adwokata.
Kruczoczarne włosy, przeplatane
gdzieniegdzie siwymi pasami zdecydowanie dodawały mu uroku. Podobnie jak
szeroki uśmiech i palące się iskierki w oczach.
Nieśmiałym, jak na nią krokiem
podeszła do stolika i z wystudiowaną zaczepnością wyszeptała:
- Przepraszam, że musiał pan na
mnie czekać.
Na reakcję nie trzeba było długo
oczekiwać. Mężczyzna olśniony jej osobowością odsunął jej krzesło, a następnie
usiadł naprzeciwko.
- Nic nie szkodzi.
Musiała przyznać, że to, co
robiła z pewnością nie było moralne. Umawianie się z wysoko postawionym
prawnikiem tylko po to, aby zechciał bronić Thomasa. Ale Mia przestała
przestrzegać jakichkolwiek reguł jakieś kilka lat temu. Po co bawić się w
sentymenty, skoro one wcale nie pomagały?
- Z reguły nie zajmuję się takimi
drobnymi sprawami- Hinsman gładził opuszkami palców szklany kieliszek z winem.
Zerknął na nią ulotnie.
- Dla mnie ta sprawa nie jest drobna.
Zresztą wszyscy o niej mówią- odparła.
- A co jeśli mi się nie uda? Moja
pozycja w prawniczym świecie jest mocna, ale takiej przegranej mogłaby nie
znieść.
- Wierzę w pana- zapewniła go,
zalotnie odgarniając kosmyk włosów.
I bynajmniej. Okazała mu tą wiarę w bardziej przekonujący sposób.
Pozdrawiam ;)
I bynajmniej. Okazała mu tą wiarę w bardziej przekonujący sposób.
***
Myślę, że ten rozdział stawia sprawę w jasnym świetle. Choć jeszcze trochę zagadek przed nami...Pozdrawiam ;)