czwartek, 31 października 2013

4. I'm gonna make it alright but not right now


 
"How the hell did wind up like this
And why weren't we able
To see the signs that we missed
And try to turn the tables"
***
 
Mia z irytacją obserwowała sflaczałą oponę w swoim motorze. Akurat dzisiaj, kiedy musiała tyle załatwić, wszystkie znaki na niebie i ziemi sprzysięgły się przeciw niej.
- Cholera jasna- mruknęła rozeźlona, wybierając jednocześnie numer Andreasa. – Kofler, masz być po mnie za 5 minut… A co mnie obchodzi twój trening?!
Zakończyła połączenie usatysfakcjonowana z osiągniętego celu. Mia potrafiła okręcić sobie mężczyzn wokół palca tak, że ci posłusznie wykonywali każdą jej zachciankę. Skłamałaby, jeśli powiedziałaby, że wcale tego nie wykorzystywała. Wręcz przeciwnie. Jej osobisty urok i czar niejednokrotnie uchronił ją przed kłopotami. I aresztowaniem.
Pointner najwyraźniej szybko przebolał stratę czołowego zawodnika.  Wznowił treningi, ani razu nie zapytał się o Thomasa, nie odwiedził go. Podobnie zresztą jak reszta drużyny. Nikt poza Andreasem nie przejmował się losem kolegi. Jakby całkiem go skreślili i już wydali na niego wyrok.
Zabolało ją to. Bo oczekiwała od nich… solidarności? Poczucia obowiązku wobec kolegi? Kontakty kwitły na imprezach sponsorskich, podczas gdy każdy ze skoczków upijał się do nieprzytomności. Wtedy byli gotowi stawać za sobą murem, w razie pijackiej bójki. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!- krzyczeli.  Tylko teraz wszyscy schowali głowy w piasek. Jakby nic się nie stało, jakby ich bądź, co bądź kompan nie siedział w areszcie, oskarżony o morderstwo.
- Nie jestem twoim szoferem- Andreas zdegustowanym wzrokiem zmierzył koło motocykla, po czym leciutko się zaśmiał. - Zawsze mówiłem, że Ducati nie jest dla bab.
Ucichł pod wpływem jej groźnego spojrzenia, które zdawało się pałać chęcią mordu.
- Przejechałabym cię przy najbliżej okazji, ale chyba wystarczy już więźniów w naszym towarzystwie- kpiąco wydęła wargi, siadając na siedzeniu kierowcy, w samochodzie przyjaciela. Skoczek pokiwał przez chwilę głową ze zdziwieniem, po czym najwyraźniej pogodzony ze swoim losem, usiadł na fotelu obok.
- Wczoraj odebrałem je od mechanika- warknął, ale zagłuszył go ryk szybko popuszczanego sprzęgła. Chwycił się mocno skórzanej tapicerki, a w duchu począł odmawiać wszystkie znane mu modlitwy.
- Czerwone światło- mruknął nieśmiało, spoglądając na reakcję dziewczyny. Ta jednak obdarzyła go zaledwie przelotnym spojrzeniem i jakby na złość mocniej przycisnęła gaz.
- Możesz mi chociaż wyjaśnić, gdzie jedziemy?
- Tam, gdzie powinniśmy już dawno się znaleźć- odparła rzeczowym tonem, hamując tuż przed marmurowym ogrodzeniem.
Brunet popatrzywszy na to gdzie się znaleźli,  zbladł nieco, po czym zdławionym głosem powiedział:
- Engel, to chyba nie jest dobry pomysł. Nie. To na pewno nie jest dobry pomysł.
Dziewczyna prychnęła pogardliwie i otworzyła drzwi samochodu.
- Chyba nie stchórzysz, jak reszta.
Spojrzał na nią niezdecydowanym wzrokiem, próbując odwlec odpowiedź.
- Jesteśmy mu to winni, Andreas. To nasz przyjaciel- wychrypiała drżącym głosem. Uścisnął pokrzepiająco jej dłoń, uśmiechając się pocieszająco.
- Wiem. Pomożemy mu.
Wyszli z samochodu, zmierzając w kierunku dużego domu. Wokół rozpościerał się ukwiecony i zadbany ogród. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że właściciel nie należy do biednych.
Mia właśnie w tym momencie przypomniała sobie nowojorskie dzielnice, kręte, zaludnione ulice amerykańskiego miasta i zapach  świeżej, zbożowej kawy, którą co ranek parzył On.  Zaraz jednak po tym poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Przez te kilka lat zdążyła już dojrzeć na tyle, by zrozumieć, że tamte beztroskie chwile minęły bezpowrotnie. A życie pędziło dalej, zdając się nie czekać na to, aż ona zapomni.
Drżącą dłonią nacisnęła dzwonek do drzwi. Te uchyliły się po chwili, a zza nich wyłoniła się para brązowych oczów. Jednakże gdy właściciel tychże oczów  zobaczył, kto stoi w progu jego domu nie wyraził głębokiego entuzjazmu. Spróbował zatrzasnąć drzwi. Skutecznie powstrzymała go jednak noga Andreasa, który napierając swoim ciałem ponownie otworzył wejście.
- Czego chcecie?
Mia wkroczyła do środka pewnym krokiem, ciągnąc lekko za rękę Koflera. Zmierzyłą wzrokiem Gregora Schlierenzauera, który stał przed nimi z nerwową miną, ściskając palce u dłoni.
- Nie udawaj idioty- warknęła, podchodząc bliżej. Teraz patrzyła mu z bliska w jego ciemne oczy. – Dlaczego oskarżyłeś Thomasa?
Nastała chwila nerwowej ciszy. Dało się słyszeć jedynie miarowe oddechy i tykanie zegara.
- Miałem swoje powody- skoczek odepchnął ją lekko od siebie, swobodnie opierając się o ścianę.- I podejrzenia. Po za tym nie macie prawa mnie o to pytać. Chyba, że chcesz być oskarżona o manipulowanie dowodami i znowu znaleźć się w pomieszczeniu z zakratowanymi oknami- kpiąco dodał.
Poczuła, że krew napływa jej gwałtownie do twarzy. Nikt nie wiedział o tym, co wydarzyło się w jej życiu prawie 2 lata temu. Nikt, oprócz Thomasa, który osobiście zapłacił za nią kaucję.  Skąd więc Gregor miał tę informację?
Zdezorientowany Andreas popatrzył na nią pytającym wzrokiem, ale Mia jedynie pokiwała twierdząco głową, przyznając się tym samym do oskarżających słów Gregora.
- Jesteś skurwysynem- wychrypiała lodowatym tonem, patrząc na Schlierenzauera- A skurwysyny zawsze kończą źle.
Cmoknął pogardliwie, jakby ta wymiana zdań go męczyła.
- Wychodzicie, czy mam zadzwonić po policję?
Engel odwróciła się na pięcie i wybiegła na zewnątrz, czując na karku oddech Koflera. Milczała zawzięcie, gdy wsiedli do samochodu. Mocno zacisnęła dłonie na powierzchni kierownicy, aż zsiniały jej paznokcie.
- To prawda?
Nie odpowiedziała. Andreas chwycił ją za ramię i ponownie zapytał:
- Mia, czy to prawda?!
- Tak- odparła szybko, przymykając powieki. Spodziewała się wyrzutów, pretensji, krzyku. Zamiast
tego usłyszała jedynie ciche:
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Bałam się.
Westchnął cicho i pogłaskał ją delikatnie po policzku.
- To przez niego wylądowałaś w więzieniu?
Kiwnęła twierdząco głową, powstrzymując bezskutecznie płynące łzy.
- Z początku to nie było nic groźnego. Trzeba było kogoś postraszyć, zniechęcić. Tylko później… Później przerodziło się w regularny gang. A On nim rządził. Któregoś dnia po prostu wpadłam. Złapali mnie.
- I wtedy Thomas w połowie letniego sezonu wyjechał do USA- dokończył za nią, przypominając sobie wszystkie fakty i układając je w całość.
- Pomógł mi, mimo, że wcześniej go nie posłuchałam i zamieszkałam z Mario w Stanach. Odradzał mi to, sam zresztą wiesz.
- Innauer już tu, w Austrii zachowywał się dziwnie.
- Ale to nie tłumaczy mojej naiwności. Próbowałam udowodnić Thomasowi, że się myli.
Chciał ją pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale uświadomił sobie, że to nic nie da, nie pomoże jej. Wręcz przeciwnie.
Teraz potrzebne było po prostu działanie, oczyszczenie Thomasa z zarzutów za wszelką cenę. Policja nie kwapiła się do pogłębionego śledztwa. W ich mniemaniu spawa była zakończona- ujęli domniemanego sprawce i wsadzili go do celi. Resztę zostawili prokuraturze, świętując swój sukces.
Mia westchnęła głęboko, mrugając kilka razy powiekami, gdy w spojówkach poczuła piekące łzy. Miała ochotę wyć w niebogłosy z poczucia bezsilności i beznadziei.
Zamiast ego zaklęła cicho pod nosem, przypominając sobie, że była umówiona. I to z nie byle kim.
 
***
Joseph Hinsman należał do tego typu mężczyzn, którzy idealni pod każdym calem, byli zawsze perfekcyjnie przygotowani.
Tak było i tym razem.
Engel pozwoliła sobie w myślach na niezbyt przyzwoity komentarz dotyczący jego urody, gdy weszła do eleganckiej restauracji, w centrum Innsbrucka.
Automatycznie przygładziła dłonią długą, turkusową sukienkę, której materiał idealnie podkreślał jej sylwetkę. Spojrzała spod przymrużonych powiek na adwokata.
Kruczoczarne włosy, przeplatane gdzieniegdzie siwymi pasami zdecydowanie dodawały mu uroku. Podobnie jak szeroki uśmiech i palące się iskierki w oczach.
Nieśmiałym, jak na nią krokiem podeszła do stolika i z wystudiowaną zaczepnością wyszeptała:
- Przepraszam, że musiał pan na mnie czekać.
Na reakcję nie trzeba było długo oczekiwać. Mężczyzna olśniony jej osobowością odsunął jej krzesło, a następnie usiadł naprzeciwko.
- Nic nie szkodzi.
Musiała przyznać, że to, co robiła z pewnością nie było moralne. Umawianie się z wysoko postawionym prawnikiem tylko po to, aby zechciał bronić Thomasa. Ale Mia przestała przestrzegać jakichkolwiek reguł jakieś kilka lat temu. Po co bawić się w sentymenty, skoro one wcale nie pomagały?
- Z reguły nie zajmuję się takimi drobnymi sprawami- Hinsman gładził opuszkami palców szklany kieliszek z winem. Zerknął na nią ulotnie.
- Dla mnie ta sprawa nie jest drobna. Zresztą wszyscy o niej mówią- odparła.
- A co jeśli mi się nie uda? Moja pozycja w prawniczym świecie jest mocna, ale takiej przegranej mogłaby nie znieść.
- Wierzę w pana- zapewniła go, zalotnie odgarniając kosmyk włosów.
I bynajmniej. Okazała mu tą wiarę w bardziej przekonujący sposób.
***
Myślę, że ten rozdział stawia sprawę w jasnym świetle. Choć jeszcze trochę zagadek przed nami...
Pozdrawiam ;)
 

piątek, 25 października 2013

3. You still owe me a reason


 
You caused my heart to bleed and
You still owe me a reason
Cause I can't figure out why...
Why I'm alone and freezing
While you're in the bed that she's in

 
***
 
- A więc tak wygląda sex z Thomasem Morgensternem?- Louise zachichotała swobodnie, kreśląc palcami na jego nagim torsie małe koła. Mruknął cicho i pocałował ją w usta. Od razu poczuł dobrze mu znany smak arbuzowego błyszczku do ust i miętowej gumy do żucia.
- Nawet nie wiesz ile małoletnich fanek oddałoby wszystko, byle znaleźć się na twoim miejscu- wyszeptał jej do ucha, z lubością obserwując gęsią skórkę na ciele dziewczyny.
Czy  wtedy ją kochał?
Och, zdecydowanie nie miał czasu, aby zawracać sobie głowę miłością. Chciał się zabawić, poobserwować kobiece ciało.
I zrobić na złość Mii. Za kogo właściwie ona się uważała, żeby dawać mu rady? Sama nie potrafiła ich przyjmować i gdyby nie on, to... Szkoda nawet mówić.
Kochał swoją przyjaciółkę, ale w pewnych kwestiach bardzo się różnili. Właściwie to tylko w jednej kwestii. Dotyczącej partnerów.
- Muszę iść. Za godzinę mam trening- wstał z łóżka i ubrał na siebie spodnie. Zapinając guziki swetra spojrzał na Louise.
- Porozmawiasz z nim?- zapytała ochrypłym głosem, siadając na skraju materaca. Nie odpowiedział od razu, zagapiony w jej długie nogi.
- Przecież obiecałem- ocknął się po chwili, zirytowany, że przerwała mu przyjemną kontemplacje. 
Zarzucił na siebie kurtkę i całując przelotnie Braunn w policzek, wyszedł, delikatnie zatrzaskując drzwi.
Listopadowy chłód owiał mu policzki, więc nasunął mocniej czapkę na uszy. W oknie ujrzał kobiecą sylwetkę, która machała mu na pożegnanie.
Właściwie to sam już nie pamiętał, gdzie poznał Louise. Pojawiła się w jego życiu ot, tak z nienacka i usidliła na dobre swoimi wdziękami.  Tylko, że od początku nie spodobała się Mii. Ta bowiem przy ich pierwszym spotkaniu zmrużyła wąsko oczy i spojrzała na Louise dziwnie podejrzliwie. A zaraz potem odciągając na bok Thomasa wysyczała:
- Zostaw ją.
Nigdy nie wytłumaczyła swojego żądania. Kobieca intuicja?
 
***
 
Niezliczony już raz wpatrywał się w białą, więzienną ścianę. Przeliczył dokładnie wszystkie rysy i szczeliny w tynku, przeanalizował ułożenie kafelek.
Zaczynał wariować. I co gorsze, był tego doskonale świadomy.
Ujął w dłoń poranną gazetę i z niesmakiem na twarzy przeczytał wielki nagłówek „Tak upada legenda”. Musiał przyznać, że czarny prostokąt na oczach dodawał mu urody.
Thomas M.
Powoli dochodziło do niego, że nawet, gdyby udało mu się oczyścić ze wszystkich zarzutów, to jest skończony.
Jako człowiek i jako sportowiec. Kibice nigdy nie obdarzą go szacunkiem, do końca życia będzie żył jako „podejrzany o morderstwo”.
Albo jako morderca.
I chyba sam nie wiedział, co byłoby gorsze.
W końcu sięgnął po białą kopertę, którą godzinę wcześniej przekazał mu strażnik.
Zatopił się we wspomnieniach, które za nic nie chciały uciec z jego myśli.

  2 miesiące wcześniej

- Louise, to nie jest dobry pomysł.
Dziewczyna zmarszczyła gniewnie brwi i nerwowym ruchem odgarnęła ciemny kosmyk włosów.
Spojrzał uważnie na jej twarz. Na rysy, które zdążył tak bardzo pokochać, na śnieżnobiały uśmiech. Delikatnie ujął jej dłoń i wyszeptał spokojnym głosem:
- Nie warto żyć przeszłością.
Odepchnęła jego rękę i stanęła naprzeciw niemu z płonącym wzrokiem.
- Ty nic nie rozumiesz!
Drzwi trzasnęły z hukiem, gdy wybiegła w chłodną noc.
Nie zastanawiając się długo pobiegł za nią, czując, że jeśli tego nie zrobi, gotowa jest na wszystko.
Znalazł ją nad brzegiem zamarzniętego stawu, jak tępo wpatrywała się w lód.
- On kiedyś za to zapłaci, obiecuję ci- wyszeptał jej do ucha, przygarniając ją w swoje ramiona.

 
Z trudem otrząsnął się ze wspomnień. Był tutaj, a nie z Louise. Z niemałym strachem zaczął czytać list.

 
Morgenstern,
Jeśli to czytasz , to znaczy, że już jest po wszystkim, a ty wreszcie jesteś tam, gdzie powinieneś być. Nie łudź się, że uda Ci się z tego wywinąć.
Swoją drogą, to ciekaw jestem co też robią tam z takimi ładnymi chłopaczkami?

Z furią podarł papier, rzucając strzępkami w podłogę. Dał się wrobić jak dziecko i teraz płacił za swoją naiwność.
Najchętniej przyznałby się do wszystkiego, co mogło mieć wpływ na jego obecne położenie. Ale obiecał jej, że to będzie sekret. Przysiągł. I kochał ją. Tylko… Ach, tak. Na niej najwyraźniej nie zrobiło to żadnego wrażenia. Nie chciał jej oceniać, próbował kierować się empatią. Z marnym skutkiem.
Zdegustowany przyglądał się swojemu lustrzanemu odbiciu. Uśmiechnął się półgębkiem.
Przeczesał dłonią włosy, które pod wpływem stresu zaczynały mu wypadać.
- Brawo, Morgenstern. Jak tak dalej pójdzie to wyłysiejesz- sarknął sam do siebie prześmiewczym tonem.
Może to wszystko to przeznaczenie.
 ***
 
Wracamy trochę do przeszłości, bo przecież coś musi się powoli wyjaśniać, choćby nawet w tak ślimaczym tempie.
Całuski ;)

 


czwartek, 17 października 2013

2. I drink alone to stop me from weep


 
Say it for me
Say it to me
And I’ll leave this life behind me
Say it if it’s worth saving me
***
 

Wsiadła na swoje Ducati i założyła kask, który dokładnie okalał jej głowę. Thomas zawsze powtarzał, że powinna przerzucić się na samochód, ale ona uparcie twierdziła, że to odebrałoby jej całą frajdę, jaką była jazda po tłocznych ulicach Innsbrucka.
Kilka minut później dotarła do celu. Zsiadając z motocykla zauważyła, że już na nią czeka.
- Co sprawia, że mam zaszczyt gościć szanowną panią Engel?- mężczyzna w kapturze na głowie podszedł do niej bliżej i podał jej rękę na przywitanie.
- Nie żartuj, Martin. Sprawa jest poważna- dla pewności włożyła jedną rękę do kieszeni. Poczuła się bezpieczniej, kiedy miała świadomość, że pod palcami ma 8 kalibrowy pistolet. Pistolet, o którym można by powiedzieć, że był pamiątką.
- Słyszałem. Takie informacje szybko się rozchodzą. I od razu muszę ubiec twoje pytanie. Nie mamy z tym nic wspólnego.
Kopnęła butem mały kamień i uniosła kąciki ust ku górze.
- Nie jestem dzieckiem, Marti. Dobrze wiem, że masz jakieś plotki.
Pokiwał głową z uznaniem.
- Marnujesz się. Przydałaby się nam taka dziewczyna…
- Powiedz mi to, co chcę wiedzieć- przerwała mu, nie chcąc dopuścić, aby poruszył niewygodny temat.
- Powinnaś porozmawiać z Paulim- odparł, z triumfem przyglądając się jej reakcji.
Mia zachowała jednak spokój i dziękując mężczyźnie krótko, odjechała z piskiem opon.
Nie widziała Arthura Pauli dokładnie od 2 lat. Przez ten czas on zdążył zakończyć karierę skoczka i zająć się czymś zupełnie innym, ale równie ryzykownym. Nie wróżyła mu długiego życia. Każdy, kto zaczynał współpracę w tym szemranym towarzystwie kończył prędzej czy później z kulką w sercu. Takie były odwieczna prawa natury.
Zaparkowała na wysokim krawężniku i szybkim krokiem zmierzała w stronę dobrze jej znanego domu. Usilnie odpychała od siebie wspomnienia. To nie był czas na sentymenty. Jeśli Arthur miał coś wspólnego z zabójstwem Hoffera, to Thomas nie miał szans. Wrobiliby go tak, że nawet ojciec Mateusz byłby skazany na porażkę w śledztwie.
Drżącą dłonią nacisnęła dzwonek. Stała pod drzwiami już dłuższą chwilę i kiedy miała zamiar po prostu wejść do środka bez pytania o zgodę, przed oczami stanął jej blondyn w całej swojej okazałości.
Spojrzał na nią wyraźnie zaskoczony.
- Nie wierzę własnym oczom, kogo my tu mamy- cmoknął irytującym tonem- Przytyło cię skarbie- dodał, tasując jej sylwetkę od góry do dołu. Zaśmiała się w duchu. Przez ostatnie tygodnie z nerwów schudła ładnych parę kilo.
- Cycki mi urosły, jeśli o to ci chodzi- odgryzła się, złośliwie się uśmiechając.- Wpuścisz mnie, czy będziemy rozmawiać tutaj?
Wykonał ruch ręką, zachęcając ją do wejścia.
- Czego chcesz?
Nie przejmując się jego wzrokiem, usiadła wygodnie na miękkiej sofie, zakładając swobodnie nogę na nogę.
- Wiesz, że mógłbym cię teraz zabić. Jeden ruch- wysyczał jej do ucha, stając za jej plecami.
- Nie zrobisz tego- odpowiedziała pewnym głosem, choć czuła, że serce łomocze jej jak szalone.
- Niby czemu?
- Bo jesteś zwykłym dupkiem, który boi się poplamić sobie rąk krwią.
 Z satysfakcją zerknęła na to, jak z jego twarzy schodzi uśmieszek. Trafiła w czuły punkt. Jeden do zera dla niej.
- Czego chcesz?- warknął rozłoszczony, nalewając sobie szklankę drogiego alkoholu.
- Informacji.
- Zapewne dotyczących Hoffera?
Kiwnęła twierdząco głową. Arthur przystanął obok niej, i jakby od niechcenia począł sączyć napój.
- Nikt z nas nie miał z tym nic wspólnego- powiedział po chwili.
Podniosła brwi w geście niedowiary.
- Nie obchodzi mnie już skokowy światek. Zamknąłem tamten rozdział. Sama o tym dobrze wiesz.
Poczuła, jakby ktoś uderzył ją z zamachem w twarz. Nie chciała poruszać tego tematu, bo wtedy od razu zaczynała myśleć o Nim. Chcąc sprawić wrażenie obojętnej, uśmiechnęła się blado i powiedziała:
- Rozumiem. Ale gdybyś się czegoś dowiedział, to daj mi znać.
- Spróbuję.
Do wyjścia odprowadził ją rosły ochroniarz, pilnując, aby się nie ociągała.
- A tak po za tym, to niebezpiecznie jest jeździć samej na motorze. Zwłaszcza w tej dzielnicy!- krzyknął na pożegnanie Arthur.
Jakby go to obchodziło. Jakby obchodził go jej los.
Mia prychnęła jak rozzłoszczona kotka. Dała się spławić. Ale coś mówiło jej, że Pauli rzeczywiście nie ma z tym nic wspólnego. To była dla niego za niska skala. Poczuła wibrowanie telefonu w kieszeni, więc sprawnym ruchem ujęła go w dłoń.
- No proszę, proszę- pokiwała głową z zastanowieniem- Nasza kochana Louise wraca do świata żywych.

 
***
Mia Engel spoglądała na szczupłą dziewczynę z wyraźną pogarda we wzroku. Siłą powstrzymywała się, żeby nie rozerwać jej na drobne strzępki, a potem nie odtańczyć na jej zwłokach dzikiego tańca radości.
- Chyba nie myślisz, że cię do niego zaprowadzę- wycedziła przez zaciśnięte zęby- Gdzie byłaś przez te tygodnie? Pomyślałaś może, że on cię KOCHA?
Zaśmiała się ironicznie z własnych słów, a potem zwracając się do Louise dodała:
- Nie masz prawa tutaj być. Ściągnęłaś na niego wystarczającą ilość problemów. Wracaj tam, skąd przyszłaś, Louise.
W oczach Braunn zaszkliły się łzy.
- Nie powinnaś mnie oceniać- wyszeptała łamiącym się głosem – Nie moja wina, że zawsze będziesz dla niego tylko przyjaciółką- odpowiedziała, wyraźnie akcentując ostatnie wyrazy.
Mia poczuła, że zaraz rzuci się na nią z pięściami. Ostatkiem dobrej woli uśmiechnęła się blado.
- Wynoś się stąd. Wynoś się z naszego życia!
Poderwała się z krzesła i otwarła drzwi na oścież.
Louise wybiegła chwilę potem, nawet na nią nie patrząc.
Gdy została sama, wzięła w dłoń zniszczone przez upływ czasu zdjęcie.
Thomas obejmujący troskliwym ramieniem Braunn. Ta dziewczyna pojawiła się w ich życiu nie wiadomo skąd. Zamieszała w głowie Morgiemu tak, że ten przestał zauważać cokolwiek po za nią.
Mia próbowała go ostrzec, uświadomić mu, że nowa znajoma może okazać się zgubnym elementem.
Nie słuchał. Twierdził, że przemawia przez nią zazdrość. Na boga, jeśli tylko by chciała, mogła przespać się z Thomasem niezliczoną ilość razy. Choćby wtedy, gdy upity po kolejnej imprezie nie wiedzieć czemu przychodził do jej mieszkania.  
Ślepa, bezsensowna, głupia miłość. W dodatku niosąca za sobą poważne konsekwencje.

 
***
 
Podejrzewam, że nic się nie wyjaśnia, a wręcz przeciwnie- miesza się jeszcze bardziej. Wiem, że wizja Mii-superbohaterki może wydawać się śmieszna, ale jakoś tak mi pasuje ;)
Pozdrawiam :)
 




sobota, 12 października 2013

1. Runaway dreams



When she was just a girl
She expected the world
But it flew away from her reach
 
***
 
 


Żelazne drzwi otworzyły się, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Mia odrzuciwszy do tyłu włosy, zdecydowanym krokiem weszła do sali. Chciała wyglądać na twardą, dać Thomasowi nadzieję. Ale determinacji starczyło jej tylko do przekroczenia progu.
- Thomas- wyszeptała drżącym głosem. Poczuła, że w oczach zbierają się jej piekące łzy. Chłopak spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem i uśmiechnął się blado. To jego wygląd wprawił ją w przerażenie. Zawsze był szczupły, ale teraz jego sylwetka wydawała się wręcz wychudzona. Pod cienką, przezroczystą jak pergamin skórą dało się dostrzec żyły.
I te wielkie oczy. Patrzące ze strachem i nieopisanym smutkiem.
Bez zastanowienia wtuliła się w jego tors, ignorując niezadowolone pomruki strażnika, który po chwili odciągnął ją zdecydowanym ruchem.
- Thomas, wszystko w porządku?
Może to było naiwne pytanie, zważywszy na okoliczności, ale tak bardzo się o niego bała.
- Mia- złapał ją desperacko za dłoń, ściskając ją mocno- Ty mi wierzysz, prawda? Wierzysz, że to nie ja?
Z trudem powstrzymywała wybuch płaczu.  Thomas, ten, który zawsze był z nich najsilniejszy, który nie załamywał się nawet, gdy jego kariera stanęła pod znakiem zapytania po wypadku, teraz…
- Wierzę- zapewniła go- Wierzę ci.
Delikatnie pogłaskała go po wierzchu ręki.
- Dobrze się czujesz? Może powinnam wezwać twojego lekarza.
Zaśmiał się leciutko, spoglądając na nią przelotnie.
- Jestem tu dopiero 2 tygodnie. Ale już nie mogę, rozumiesz? Jest zima, sezon trwa w pełni. Potrzebuję powietrza, adrenaliny. Zamiast tego mam spacer po korytarzu. Jak mam się czuć? Zresztą sama wiesz, jak to jest...- zamilkł nagle, gdy uświadomił sobie, jaki temat poruszył.
Westchnęła cicho, jakby nie zwracając uwagi na to, co powiedział. To wszystko było przerażające. A przecież mówiła mu, że…
- A ona?- zapytał po chwili z wyraźną nadzieją w głosie.
Pokiwała przecząco głową. Co miała mu powiedzieć? Że Louise uciekła tak szybko, jak się pojawiła, bez żadnych wyjaśnień? Nie chciała do reszty go załamywać.
- Nie mogła dzisiaj przyjść. Źle się czuje- nienawidziła kłamać. Ale to było jedyne wyjście.
- Powiedz jej, że…- nerwowo zastukał palcami o wyszczerbiony blat stolika- Że ją kocham- wychrypiał łamiącym się głosem.
Mia prychnęła z irytacją. Morgenstern darzył tą dziewczynę ślepą miłością. Tylko gdzie teraz była Louise Braun? Dlaczego nie poruszała nieba i ziemi, żeby uwolnić swojego ukochanego?
Panna Engel chciała o to wszystko zapytać. Ale co by to zmieniło?
- Powiem. Thomas, posłuchaj. Ja nie pozwolę na to, żeby cię skazali. Zrobię wszystko, byle cię stąd wyrwać. Przysięgam.
- Adwokat powiedział, że mam marne szanse- pochylił głowę i wyszeptał:- Na nożu znaleziono moje odciski palców.
Poczuła, że serce zaczyna jej szybciej bić.
- Jak to?
- Nie wiem. To niemożliwe. Chyba, że…- przerwał nagle, nerwowo pocierając czoło.
- Chyba, że co?- popatrzyła na niego uważnie.
Thomas nie odpowiedział. Kiwnął głową w stronę strażnika, informując go, że nadszedł koniec widzenia.
Mia pokręciła głową ze zdziwieniem i chwyciła go mocno za rąbek bluzy.
- Ukrywasz coś.
Wyrwał się z jej uścisku i będąc już przy drzwiach, krzyknął głośno:
- Nie wierz im!
***
- Nie powiedział nic więcej?
Westchnęła z rezygnacją i pokiwała przecząco głową.  Andreas uśmiechnął się z trudem, siadając naprzeciw niej.
- A Louise?
- Nic. Nie wiem nic. Zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu- gorączkowo zaczęła powtarzać.
To wszystko zaczynało ją przerastać. Ostrzegała Thomasa. Ale on był taki uparty. I źle się to dla niego skończyło.
- Myślisz, że…
- Nie wiem, Andi. To wszystko jest dziwne. Gregor musiał mieć doskonały powód, żeby oskarżyć Thomasa.
- Nigdy nie byli przyjaciółmi, sama o tym wiesz.
Zaczęła chodzić w kółko wokół drewnianego stołu.
- Wiem. Ale to chyba nie jest wystarczający powód, żeby zrobić coś takiego. Nasz kochany Schlieri musiał wyczuć korzyści.
Kofler prychnął zdenerwowany.
- On zawsze patrzy tylko na siebie. Ktoś musiał mu zaproponować niezłe wynagrodzenie- stwierdził skoczek, z uwagą wpatrując się w zdjęcie, które przedstawiało grupkę przyjaciół. Morgensterna, który obecnie siedział w więzieniu, Mie, która była na skraju załamania nerwowego, jego samego i…
- Dlaczego zagięłaś róg fotografii?
- On tam jest- odparła lodowatym tonem, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie ma ochoty podejmować dalszej dyskusji.
- Minęło tyle lat, może powinniście…
- Nie- przerwała mu stanowczo. – Myślisz, że to Gregor mógł zabić Hoffeera?- zapytała, zręcznie zmieniając temat.
- Jest zbyt tchórzliwy, boi się o swoją skórę- Andreas nie wnikał w zaczętą wymianę zdań. Może było jeszcze za wcześnie, może rany były zbyt świeże. – Po za tym on mdleje na widok krwi- dodał z wyraźnym rozbawieniem.
Mia uśmiechnęła się cierpko. Życie w otoczeniu skoczków nauczyło ja jednego. Nie wszystko było tak wspaniałe, jak wydawało się w telewizji. Nie brak było niezdrowej rywalizacji, podstępów, czy czystej nienawiści. To było wpisane w tą dyscyplinę.
- Hoffer nie był powszechnie lubianym osobnikiem- ugryzła kawałek jabłka, bo jej żołądek stanowczo domagał się jakiegokolwiek posiłku, już od dwóch godzin.
Austriak westchnął przeciągle. Wszyscy byli już tym zmęczeni. Dziennikarze czatowali na nich nieustannie. Słynny skoczek oskarżony o morderstwo- to dopiero był tytuł na pierwszą stronę!
- Połóż się spać- powiedziała, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- A ty?
- Ja muszę coś załatwić.
 
***
 I jak tam ? Snujecie domysły? Od razu mówię, że to dopiero początek, choć można się w nim dopatrzeć pewnych malutkich wskazówek. Ale takich mini-mini :)
Buziaki ;)

sobota, 5 października 2013

Prolog- If you're looking for the guilty, you need only look into a mirror.



Walter Hoffer  z reguły budził u ludzi  skrajne emocje. Dla jednych był przekleństwem, oznaką faworyzacji Austriaków, obiektem przekleństw i złorzeczeń. Dla drugich pomocnikiem, przyjacielem wspierającym w trudnych chwilach. Nikt nie pozostawał wobec niego obojętnym. Każdy miał o nim swoją własną opinię, mniej lub więcej uzasadnioną.
Kto jednak znienawidził go do tego stopnia, by posunąć się do morderstwa? Kto miałby na tyle odwagi?
Thomas Morgenstern z uwagą wpatrywał się w szeroko otwarte, martwe oczy dyrektora pucharu świata. Był zaskoczony? A może znał tego, który pozbawił go życia i nie mógł w to uwierzyć? A może wreszcie to on z zimną krwią wbił nóż prosto w serce działacza?
- Więc mówi pan, że ofiara leżała tu, gdy wszedł pan do pomieszczenia?-  zsiwiały komisarz z lekkim niedowierzaniem zmierzył wzrokiem młodego skoczka. Tamten wzdrygnął się lekko, po czym zdławionym głosem odpowiedział:
- Chyba nie myśli pan, że mógłbym…
- Ja o niczym nie myślę- przerwał mu funkcjonariusz, z irytacją obserwując nieporadne działania swoich kolegów, którzy pobierali materiał dowodowy z miejsca zdarzenia. – Dziwi mnie po prostu fakt, że znalazł się pan tu akurat wtedy, gdy Hoffer umierał.
- Już mówiłem. Chciałem poprosić go o rozmowę. Gdy otworzyłem drzwi, zobaczyłem, że leży na ziemi. Podbiegłem- jeszcze oddychał. Zawołałem pomoc. Gdy przybiegła recepcjonistka, dyrektor już nie żył- Thomas nerwowo potrząsał głową.
- Niech się pan tak nie denerwuje. Jeszcze nikogo nie posadzili za niewinność- mężczyzna przeczesał dłonią rzadkie już włosy i z uwagą spojrzał na sportowca.- Chyba, że ma pan z tym coś wspólnego.
Morgenstern pokiwał przecząco, próbując odwrócić wzrok od czarnego worka, który leżał kilka metrów dalej. Poczuł na plecach zimne dreszcze.
- Wie pan, takie sprawy zazwyczaj szybko wychodzą na jaw. Lepiej niczego nie ukrywać. Jeśli…- zaczął, ale nie skończył, bo w tym samym momencie do pokoju wpadła kobieta i głośno szlochając, uklękła przy ciele Hoffera.
- Walter! Mój kochany!
Spazmatyczny płacz sprawiał, że cała się trzęsła. Thomasowi wydawało się, że gdzieś wcześniej ją widział. Za nic jednak nie mógł sobie przypomnieć, żeby tak wyglądała żona prezesa. Dziewczyna była ewidentnie młodsza nawet od niego.
- Caroline, nie udawaj!- ktoś krzyknął, stając w drzwiach. – Wszyscy wiedzą, że byłaś z nim dla pieniędzy.
Morgenstern odwrócił się w stronę, z której dochodził głos.
- Nie wiedziałem, że jesteś tak dobrą aktorką- Alexander Pointner oparł się nonszalancko o ścianę. Wspomniana dziewczyna z furią chwyciła go za rękawy koszuli.
- Nie masz prawa!- wysyczała jadowitym tonem
- A może jednak mam? Sama dobrze wiesz, że…
- Że to Thomas go zabił.
Wszyscy spojrzeli na Gregora, który zamaszystym krokiem wszedł do pomieszczenia.
- Wiecie o tym. Tylko każdy z was boi się o tym mówić- skoczek wlepił swój wzrok w kolegę z kadry i z triumfem dodał:
- Nie zgodził się? Dlatego go zabiłeś.

***

- Więc gdzie był pan wieczorem, 12 stycznia, około godziny 19?-  przesłuchujący go policjant wygodnie rozsiadł się na krześle, nie spuszczając z niego wzroku.
Skoczek westchnął, kolejny już raz w ciągu ostatnich kilku godzin i znużonym głosem powiedział:
- W swoim pokoju.
- Czy ktoś może to potwierdzić?
Morgenstern zaklął siarczyście w duchu. Przecież nie może powiedzieć, że… Wszystko by się wydało.
- Nie. Byłem sam- wychrypiał, przymrużając jednocześnie oczy pod wpływem jaskrawego światła.
- Cóż, nie wygląda to dla pana najlepiej- mężczyzna wstał, rozmasowując sobie kolano – Na razie jest pan zatrzymany.
***

Były dramaty, ckliwe bajki, komedia, a teraz czas na kryminał. Nie wiem czy uda mi się to doprowadzić do końca, nie wiem, czy to nadaje się do publikacji, więc proszę o szczere opinie :) 
Zaczynamy!
PS: Dziękuję Morce za piękny szablon :)